Oczy Rigela to ostatnia część skandynawskiej trylogii Roya Jacobsena i tym samym finalne spotkanie na wyspie Barrøy.
II wojna światowa się skończyła, bombowce nie oglądają już przykrytej śnieżnym puchem wyspy z nieba, a Ingrid postanawia wyruszyć w drogę w poszukiwaniu Aleksandra – ojca jej córeczki, o którym nie wie tak naprawdę nic. Droga, którą bohaterka przemierza z dzieckiem na ramieniu, jest ciężka, męcząca i niebezpieczna, a ludzie, których na niej poznaje, są niezwykle tajemniczy. Z jednej strony chcieliby jej pomóc, z drugiej czegoś się boją. Nie wiadomo czym się zajmowali podczas wojny, niektórzy byli kolaborantami, inni próbowali ocalić niewinnych kudzi. A teraz każdy milczy i nie ułatwia zadania Ingrid. Prawie każdy odradza jej pokonywanie dalszej trasy, ale Ingrid jest niezłomna – podąża za wyznaczonym sobie celem bez zastanawiania się nad możliwymi konsekwencjami.
Trzecia część sagi Jacobsona różni się od dwóch poprzednich głównie tym, że nie jest osadzona na wyspie Barrøy, akcja dzieje się w drodze, a motywem przewodnim jest wędrówka. Całość utrzymana jest w zimnym kompozycyjnie klimacie. Chłód wydobywa się ze zdań opisujących surową przyrodę, ale też bohaterów. Wszyscy, a w szczególności Ingrid, wydają się być pozbawieni emocji, albo nienauczeni ich okazywania. Ale to tylko pozory. Emocji i uczuć jest bardzo dużo, tylko są ukryte pod grubą taflą lodu.
Ingrid jest bohaterką, która wywołuje sprzeczne uczucia – potrafi drażnić swoją naiwnością i nużyć swoją kamienną postawą. Ale jej brnięcie przez życie niczym pancerny czołg jest też pełne uznania. Wielokrotnie pragnęłam, żeby Ingrid się rozpłakała, wykrzyczała swoje uczucia i traumy, które przeżyła. Siła tej powieści polega jednak na tym, że tak się nie dzieje, a wszystko kończy się tam, gdzie się zaczęło – przy rozpalonym piecyku i z widokiem na wzburzone morze.