„Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” jak rzecze znane wszystkim przysłowie. Co się jednak stanie, gdy diabła zamienimy na jego mniejszą, trochę bardziej uroczą kopię, w postaci czorta z wadą wymowy, a babę na wiłę z doświadczeniem lekarskim? Dorzućmy do tego jeszcze parę mitycznych stworzeń, dom w środku lasu oraz wyczuwalną aurę grozy, a otrzymamy nową powieść Marty Kisiel Oczy uroczne.
Odę Kręciszewską mieliśmy już okazję poznać w opowiadaniu Szaławiła, którego bezpośrednią kontynuację stanowią właśnie Oczy uroczne, które pojawią się 13. marca. Są one również kolejnym tomem cyklu Dożywocie. W tym przypadku jednak nie będziemy mieli do czynienia ze stadem różowych królików, poetą widmem i domem z gotycką wieżyczką, ale ze zdecydowanie czymś mroczniejszym, wywołującym ciarki na plecach, ale również śmiech, podobnie jak w pozostałych częściach tej serii.
Oda jest wiłą: ma władzę nad wiatrem, szczególnie potężną w chwilach, gdy traci panowanie nad emocjami. Na co dzień jednak jest przekorną kobietą po czterdziestce, która po śmierci matki postanawia nareszcie zainteresować się własnym domem, a konkretnie jego posiadaniem. Swoje poszukiwania kończy sukcesem, kupując działkę na Allegro, gdzie następnie stawia dom przy pomocy kuzynki. Zarówno o tym, jak i o poznaniu się z Bazylem, czortem z talentem do cymbałków, dowiecie się podczas lektury Szaławiły.
Wróćmy jednak do Oczu urocznych. Ta książka zdecydowanie różni się od pozostałych, dlatego należy zadać sobie pytanie, czy czytanie jej bez znajomości poprzednich części jest w porządku? W mojej opinii można je czytać jako pierwsze, ale osobiście radzę zabrać się za historię Konrada Romańczuka, a dopiero potem za opowieść o Odzie. Myślę, że jest to najlepszy sposób, by zobaczyć rozwój stylu autorki oraz dostrzec kierunek, w który postanowiła pójść w czasie pisania trzeciego tomu. Jeśli jednak najpierw sięgnięcie po Oczy..., to nie musicie się martwić, że oberwiecie już na pierwszej stronie wielkim spoilerem zdradzającym fabułę dwóch wcześniejszych części.
Co najbardziej rzuca się w oczy? Zdecydowanie klimat. Nie ma już tu beztroskiej sielanki panującej w nietypowym domu. W tym aspekcie historia jest nad wyraz spokojna, jednak do czasu. Kiedy na horyzoncie pojawiają się postacie, których sam opis może wywołać ciarki, akcja nabiera tempa, a liczba pytań bez odpowiedzi powiększa się tak, że coraz szybciej przewracamy kartki książki, by dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Nie brakuje oczywiście humoru, który głównie serwuje nam Bazyl. Kto by się oparł małemu czortowi z wadą zgryzu i głową pełną absurdalnych i często kończących się nieciekawie pomysłów? Na pewno nie Oda i pozostali bohaterowie. Dodajmy do tego doktora Krzysia, który lęk przed małymi pacjentami leczy mieszanką krakowską, lizakami i kasztankami, regularnie sprowadzanymi do przychodni przez panię Genię. Za zrównoważenie tej dawki humoru odpowiada Roch, którego prognozy pogody sprawdzają się co do joty.
Marta Kisiel ma niebywały talent do stworzenia tylu postaci w jednej książce w taki sposób, żeby żadna nie była kopią drugiej. Czy to ludzkich, czy to fantastycznych. Ba, nawet w poprzednich tomach nie jestem w stanie znaleźć bohatera, który byłby choć w jednym procencie podobny do tych występujących w Oczach...
Nie byłabym jednak sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła (chociaż nawet w tym wypadku to nie jest do końca „czepianie się”). Otóż pani Kisiel próbuje łączyć humor z elementami grozy, tak jak na przykład robiła to już w Toni. Taka próba kojarzy mi się trochę z robieniem kawy. Kiedy nie posłodzimy, czujemy tylko mocną gorycz; gdy wsypiemy trzy łyżki cukru i trochę śmietanki, kawa staje się ulepkiem. Kluczem do sukcesu jest odpowiednie wymierzenie składników. Dlaczego o tym piszę? Oczy uroczne są właśnie jak taka kawa: trochę gorzka, trochę słodka. W moim odczuciu autorka jeszcze nie do końca opanowała umiejętność łączenia scen śmiesznych ze strasznymi. Owszem, są chwile niepokojące, ale pojawiają się one jedna za drugą. Natomiast te zabawne zdarzają się na tyle rzadko, jakby autorka sobie przypominała, że powinna wstawić jakąś śmieszną sytuację lub dialog na rozluźnienie atmosfery. Efekt jest taki, że bardziej to przeszkadza i średnio wywołuje uśmiech na twarzy. Oczywiście, trening czyni mistrza i mam nadzieję, że Marta Kisiel zaserwuje nam w niedalekiej przyszłości taką powieść, gdzie strach i śmiech będą się przeplatać, ale bez żadnych przypadkowych kolizji na drodze. Oczy uroczne są tego dobrą wróżbą mimo wszystko.
Historia Ody i jej wesołej gromadki istot ludzkich i nieludzkich spodoba się każdemu miłośnikowi pióra pani Kisiel, zaś nowych czytelników na pewno zachęci do sięgnięcia po starsze powieści pisarki.
Jeśli diabły wam niestraszne – czytajcie!