Kryminały to powieści z drugim dnem. Mordercą nie może być zwykły Kowalski, który z dnia na dzień popełnia makabryczną zbrodnię. Ofiara nie jest wybrana z przypadku; zostaje upatrzona przez zły charakter, a dopadnięcie jej to działanie kierowane zemstą, obsesją albo psychozą. Miejsca akcji bywają różne – albo wielkie metropolia, albo małe mieściny. A główny protagonista interesuje się zbrodnią nie bez przypadku. Tak też zdarzyło się w Oćmie Hanny S. Białas.
Bolesław Sauter to dziennikarz przebywający na rencie, mieszkaniec Żnina, któremu poświęcił swojego bloga. Pewnego dnia mężczyzna, podczas ulewy, staje się świadkiem makabrycznej sytuacji: ktoś w apartamencie naprzeciwko jego mieszkania próbuje przerzucić wisielca przez balkon. Nikt jednak nie wierzy Bolkowi, a on sam zaczyna amatorskie śledztwo, by udowodnić to, co zobaczył. W tym samym miasteczku Róża Woskal prowadzi idealne-nieidealne życie: ma ukochaną córeczkę, dobrze zarabiającego męża i dach nad głową. Zamiast ciepła rodzinnego domu i miłości, codzienność wypełniają jej domowe obowiązki i brak empatii oraz czułości ze strony małżonka, opryskliwy teść i brak perspektyw na zmianę. Ani Bolesław, ani Róża nie wiedzą jeszcze, że ich losy niedługo splecie niespodziewana śmierć – a raczej morderstwo.
Oćma to nie jest moje pierwsze spotkanie z autorką, ponieważ pod koniec roku zaczytywałam się w serii o komisarzu Marku Bondysie i zbrodniach w Bydgoszczy w latach 90. Tutaj mamy do czynienia z mniejszym miastem oraz współczesnością. Różnicę da się odczuć już w samym klimacie: Marek Bondys otoczony był chmurą papierosowego dymu, przemysłową wizją Zachemu, brutalnymi zbrodniami i nieprzeciętnym umysłem. Bolesław Sauter to natomiast nowoczesna wersja amatorskiego detektywa z pasją dziennikarza, oddanego syna i dążącego do sprawiedliwości mężczyzny. Choć klimat ponurych, przemysłowych Bydgoszczy miał swój urok, to było miło przeskoczyć do współczesnego Żnina, którego zimowa aura tylko wzmacniała lekkie dreszcze towarzyszące podczas lektury.
Hanna S. Białys ma smykałkę – bo to jeszcze nie talent – do nieszablonowych zbrodniarzy. Zarówno przeciwnicy Bondysa, jak i czarne charaktery Oćmy to postacie skomplikowane psychologicznie i w większości moralnie wypaczone. Tak było w przypadku historii Bolesława i Róży – antagoniści czerpali siłę, satysfakcję, moc z popełnionego okrucieństwa, opierając swoje działania na stworzonej przez siebie idei oćmy.
Oćma jednak nie jest idealna. Ma naprawdę dobre zakończenie – lepsze niż trzy części Bondysa razem wzięte – ale sama fabuła mogłaby być trochę zwięźlej napisana. Zwłaszcza perspektywa Róży. Jej rozterki związane z mężem i życiem potrafiły być już nużące po pewnym czasie. Samo rozwiązanie jej wątku ma związek z finałem powieści. I było ono naprawdę mocne. Czułam jednocześnie złość i satysfakcję, ale i tak frustracja – ta dobra, nie wywołana rozczarowaniem – to uczucie, z którym będę kojarzyć Oćmę najbardziej. I to w sumie na plus – powieści mają wzbudzać w nas uczucia, a nie uciekać z pamięci pół godziny po przeczytaniu ostatniej strony.
Prozę Hanny S. Białas mogę polecić, bo jest to kawał porządnej literatury. Może nie każda porywa, nie każda zachwyca, ale autorka umie do siebie przekonać i sprawić, że zostanie się na dłużej. Oćma to dobra propozycja na początek tej relacji.