Każdy z nas ma taką autorkę lub autora, której może nie uważa za arcygeniusza, ale czyta jej/jego książki dla czystej przyjemności, zabawy lub jako odskocznię między cięższymi pozycjami. W moim przypadku taką autorką jest Vi Keeland. Do tej pory przeczytałam siedem tytułów jej autorstwa, a ósmą książką okazała się nowość – thriller Obsesja terapeutki.
Meredith przeżyła okropną tragedię – straciła ukochanego męża w wypadku samochodowym, w którym zginęła również niewinna kobieta i jej córka. Zagubiona lekarz psychiatrii próbuje odzyskać swoje dawne życie, gdy niespodziewanie natrafia na Gabriela Wrighta – mężczyznę, który stracił najbliższe sobie osoby z winy męża Meredith. Ku jej zdziwieniu, Gabriel wydaje się szczęśliwy, czego nie może zrozumieć. Początkowa fascynacja przeistacza się w śledzenie Gabriela każdego dnia. Meredith nie spodziewa się jednak dwóch rzeczy – że ujrzy Gabriela jako swojego pacjenta w gabinecie oraz tego, że mężczyzna zacznie ją pociągać fizycznie.
Do tej pory znałam Vi Keeland jako autorkę romansów napisanych w tym samym stylu, bolesnym wręcz do przewidzenia od początku do końca. Jest super seksowny, wysportowany, bogaty facet, który ma jakiś sekret/smutną przeszłość/jest chory, oraz bohaterkę, na jaką nieoczekiwanie wpada w barze, poznaje w pracy albo przez portal i od razu między nimi zaczyna iskrzyć, potem fabuła się komplikuje, ale ostatecznie wszystko kończy się happy endem i ślubem w epilogu pod tytułem „5 lat później”. Tak pisze Vi Keeland – ale pomimo tego schematu, robi to naprawdę fajnie. Jej książki są do przeczytania na raz, jedne lepsze, drugie gorsze, ale żadna do tej pory mnie nie rozczarowała. No właśnie – do tej pory, ponieważ autorka napisała Obsesję terapeutki i powiedzieć, że to było nijakie, to niedopowiedzenie.
Przede wszystkim – brak klimatu thrillera. Główne skrzypce gra motyw stalkingu – jest śledzenie, poczucie obserwowania, dziwne przesyłki, wpadanie na siebie „przypadkiem” na mieście… No i co z tego, że to wszystko jest, skoro podczas czytania nie udziela nam się niepokój bohaterki? Tak naprawdę przez 3/4 książki Meredith jest po dwóch, trzech a nawet więcej kieliszkach wina. W jej stanie każdy by sądził, że coś jest wokół niego nie tak.
Sama postać Meredith jest skonstruowana dość specyficznie. Niby jest świadoma, że sama zaczęła stalking wobec Gabriela, ale gdy magicznie uświadamia sobie, że to ją śledzono cały czas, to już nie czuje się tak źle jak wcześniej z powodu swojej obsesji i zgłasza się nawet na policję z prośbą o zakaz zbliżania! W dodatku od początku jest świadoma, że nie powinna mieć z Gabrielem nic wspólnego – po pierwsze z powodu łączącej ich tragedii, po drugie że stał się jej pacjentem – ale i tak w to brnie. Jest w niej wręcz coś prymitywnego, czytając, jak bardzo nie potrafi opierać się własnym pragnieniom i nie słucha głosu rozsądku.
A Gabriel? Jest dziwny. Do samego końca nie można go rozgryźć, a końcówka miała chyba namącić, a tylko mnie zirytowała. Ze wszystkich męskich bohaterów stworzonych przez Vi Keeland zdecydowanie jest najgorszy.
Obsesja terapeutki otrzymuje niestety tytuł pierwszego w tym roku rozczarowania i mam nadzieję, że lubiana przeze mnie autorka nie porzuci romansów dla thrillerów, ponieważ ta powieść zdecydowanie jest nie wyszła.