Barton Fink to film
Barton Fink to osoba.
Barton Fink to stan umysłu.
Jesteś młody, inteligentny, oczytany, chcesz podbić świat, zapisać się wielkimi zgłoskami w historii, dobrze rokujesz –powiadają. Czy kiedykolwiek coś poszło nie po twojej myśli? Zapraszamy, panie Fink, tuż za rogiem czeka prawdziwe życie.
Ma na imię Simon i jest Finkiem na miarę słoweńskiej Lublany. Wystawia własne dramaty, żyje w dziwnych relacjach z kobietami, wieczorami patrzy na zawieszony na ścianie samurajski miecz wzdychając do Umy Thurman.
Ma na imię Evald. Evald Fliser. Postawił stopę w 99 krajach świata, jego utwory tłumaczone są na ponad sto języków, do tego prawie nałogowo zgarnia literackie nagrody. Internet po wpisaniu jego nazwiska pęka w szwach. Krótko mówiąc – wszędzie był i wszyscy go znają. Rewers Thomasa Pynchona, choć do Mistrza zza wielkiej wody znajdą się też analogie.
Weźmy na to Obserwatora, wydaną właśnie nakładem Wydawnictwa Ezop powieść Słoweńca. Wspomniany wyżej Simon – alias Barton Fink karmi się światem fikcji i w niej też się zatraca. Bohater jego sztuki jest nieuleczalnie chory, tak więc i jej autor oznajmia wszystkim, że pozostał mu rok życia. Pewnego wieczoru poznaje dziwnego, oczytanego w filozofii kloszarda, który proponuje mu podróż do Stanów Zjednoczonych, na spotkanie z Vincentem Vegą. Brzmi znajomo? Lektura Obserwatora co kilka stron zaskakuje czytelnika nawiązaniami do arcydzieł dużego ekranu i nie pozwala o sobie długo zapomnieć.
Kłamstwo jeszcze mogłabym zrozumieć, ale ty fabularyzujesz. Bierzesz kawałek rzeczywistości, może trzy, cztery kawałki i układasz je w coś dziesiątego. Oglądasz za dużo filmów, czytasz za dużo książek. Opuściłeś ten świat i żyjesz tym, który sobie wyobraziłeś. Wierzę, że jest bardziej interesujący, ale ja nie mogę pozwolić, żebyś mnie w niego wciągnął.
Zawsze jesteś w tym lub innym filmie albo książce. Zmieniasz nam imiona. Byłam Anną Kareniną, ty byłeś Wrońskim. I potem zaczęliśmy niszczyć tę piękną historię miłosną. Raz jesteś Indianą Jonesem, innym razem Terminatorem. Ja za każdym razem jestem jedną z twoich kobiet. Dlaczego od dłuższego czasu ty jesteś Bartonem Finkiem, a ja Audrey Taylor, to jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. A jeszcze mniej to, dlaczego za każdym razem ci ustępuję.
Być jak John Malkovich. Zaznać życia słynnego aktora, na którego w pięciogwiazdkowym hotelu czekają froterowi, śnieżnobiałe ręczniki warte więcej niż twój cały dobytek. Być jak Evald Flisar. Przeprowadzić literacki, dywanowy nalot na średni wielkości kraj na północy Europy. Wykonać artystyczny Blitzkrieg, postawić chorągiewkę na mapie pisarskich zdobyczy, wreszcie wziąć w jasyr czytelników, jako zakładników swoich książek, narzucić im swój styl, niepokornych schłostać celnym porównaniem, unieruchomić dowcipem i uwięzić w gęstej sieci tkanej z licznych aluzji.
Być jak goniony terminami recenzent Opętanych Czytaniem. Zdjąć ze sterty zamówionych książek niby zwyczajną, słoweńską powieść, po czym wpaść w nią po uszy. Zostać zakładnikiem pisarza i pisać peany na jego cześć. Recenzencki syndrom sztokholmski.
Do księgarni marsz.