Książka ukazuje II wojnę światową z perspektywy angielskiej prowincji. Głównymi bohaterkami jest pięć kobiet, których losy zostały ze sobą splecione przez wybuch wojny. Gdyby nie wojna, pochodzące z różnych środowisk bohaterki prawdopodobnie nigdy by się nie spotkały, a tymczasem córka pastora, przedstawicielka przedwojennego angielskiego establishmentu, córka austriackiego lekarza pochodzenia żydowskiego, dziedziczka ogromnych plantacji z Georgii i dziewczyna urodzona w londyńskich slumsach, spotykają się w małym miasteczku i razem stawiają czoła wojennej zawierusze.
W książce próżno szukać spektakularnych bohaterskich czynów. Nie dowiemy się niczego o dzielnych żołnierzach, przelewających krew w imię miłości do ojczyzny. Przeczytamy za to o zmaganiach z prozą wojennej codzienności. „Oblubienice wojny” zamiast na pierwszą linię frontu, zapraszają nas za wojenne kulisy. I choć te angielskie są nieco inne od tych nam znanych, polskich, to myślę, że warto przeczytać. Choćby po to, żeby poznać kolejną perspektywę.