Jakieś 2 tysiące kilometrów na wschód znajduje się null – pierwsza linia frontu. Blisko. I jest tam cały czas, jest tam dziś, będzie jutro, czasem trochę bliżej, czasem troszkę dalej. W każdym razie jest tam teraz. I właśnie teraz są tam ludzie. O tym właśnie jest Null.
Koń jest żołnierzem, polskim ochotnikiem, trochę Ukraińcem, może bardziej niż trochę, ciężko powiedzieć. Siedzi w piwnicy zrujnowanego domu, utrzymuje pozycję tuż za Dnieprem. Czyli siedzi i czeka, nasłuchując bombardowań, nadlatujących dronów, informacji od dowództwa, czasem walczy, częściej nie. Rozmawia z innymi żołnierzami, wspomina dawne życie, a także to nowe, wojenne. Przede wszystkim zaś myśli po co, właściwie, przyjechał tu umrzeć.
Ciężko pisać o wojnie, szczególnie takiej, która dzieje się tuż za miedzą. Twardoch pisze pomijając politykę, skupiając się na ludziach. Kim są ci, którzy trzymają najbardziej wysuniętą pozycję, co myślą, jak się zachowują?
Główny bohater jest myślicielem, wiele dygresji odnosi się do towarzyszy broni i ich historii, ale też tych na nullu nieobecnych, także cywilów, ukochanej, czasem wolontariuszy. Wszyscy zaś to zwykli ludzie, niektórzy do wojny przymuszeni, niektórzy poza walką nie znający już innego życia. Rytm książki to krótki wycinek czasu otoczony odskoczniami w różnych kierunkach, malujący obraz współczesnej wojny, gdzie spotkanie z dronem to pewna śmierć, zadana przez kogoś siedzącego kilometry dalej przed ekranem.
Null pisany jest w drugiej osobie liczby pojedynczej. Oznacza to że Ty jesteś Koniem i to Ty Koniu siedzisz w piwnicy. Zdecydowanie nie jest to standardowe podejście do perspektywy i raczej się go nie stosuje. Tutaj ma to swoje zastosowanie i zdecydowanie szybko da się do tej formy wypowiedzi przyzwyczaić. Sprawia to również, że podejście do treści staje się znacznie bardziej personalne. A ta potrafi być drastyczna, pozbawiona wojennej chwały, brak tu jednak taniej przesady. Twardoch ma talent do opowiadania historii tak by świat przedstawiony stawał się namacalny i bardzo bliski. Dialogi często zawierają w sobie naleciałości z obcych języków, różnego rodzaju mniej lub bardziej potoczne określenia na broń, ekwipunek czy cokolwiek związanego z wojną. Można się w tym początkowo gubić, jednak stopniowe tłumaczenie tych terminów udowadnia zręczność autora – ktoś zrozumie zaraz, ktoś inny otrzyma wskazówkę dalej w tekście i poradzi sobie raczej bez problemu. Cel tego wszystkiego jest jasny, każdy z nas usiądzie w końcu razem z żołnierzami na linii frontu, w mokrym dole.
Książki takie jak Null nie są ‘fajne’. Mogą być, interesujące, mogą zmuszać do myślenia. I taki właśnie obraz bliskiej nam wojny przedstawia Twardoch. Fikcja budowana na realnym, żywym organizmie konfliktu zbrojnego. Spojrzenie na mapę w telewizji, gdzie miasto zmienia jeden kolor na drugi, z tej perspektywy, o której nie chce się myśleć, ale o której warto przeczytać i o której należy być świadomym.