"Nowy wspaniały Irak", Mariusz Zawadzki
Wydawać by sie mogło, że wraz ze śmiercią Waldemara Milewicza zawód reportera odszedł w niepamięć. Rzecz jasna mowa o pełnokrwistej, prawdziwie niebezpiecznej, namacalnie bliskiej obserwacji, w której człowiek styka się bezpośrednio z wydarzeniami, a z bohaterami swojej relacji idzie ramię w ramię. Nawet z narażeniem życia, a może przede wszystkim właśnie tak. Mariusz Zawadzki w swoim Nowym wspaniałym Iraku udowadnia, że nadal można uprawiać tego typu dziennikarstwo, na złość pozostałym przedstawicielom zawodu, nie wyściubiającym nawet nosa z pokoju hotelowego, relacjonującym wydarzenia zza pancernej szyby. Autor sam wędruje przez kraj pogrążony w chaosie i bezprawiu. Od czasu amerykańskiej interwencji zbrojnej tylko na chwilę przybierający maskę normalności:
Żeby wychodzić na miasto nie trzeba wcale wielkiej odwagi. Tylko w nocy masz stracha, bo ciągle słyszysz serie z karabinów. Nie wiadomo kto strzela, gdyż iraccy policjanci po zmroku nie ruszają się z posterunków. Najpewniej uliczne gangi wyrównują rachunki z poprzedniej nocy. Za dnia sześciomilionowy Bagdad uwodzi cię pozornym spokojem. Przypomina normalne, choć chaotyczne miasto. Wprawdzie gdzieś w oddali widzisz słup dymu, a rano w telewizji mówili o kilku zamachach, ale przecież na ulicy wokół ciebie wszystko wygląda zwyczajnie. Jeżdżą samochody, otwarte SA sklepy i bary. Po chodniku idą ludzie zaprzątnięci swoimi sprawami. Czasami patrząc na ich twarze zastanawiasz się, która mogłaby być twarzą mordercy. Stopniowo jednak twoja czujność słabnie, zapominasz o zagrożeniu. I tylko bardzo rzadko, zupełnie niespodziewanie następuje spięcie, w którym Bagdad ukazuje prawdziwe, diabelskie oblicze. Nagle obok wybucha bomba. Albo z samochodu po lewej zaczynają do Ciebie strzelać. Albo wyskakują w kilku, wyciągają cię siłą z twojego auta, a następnego dnia występujesz w telewizji Al.-Dżazira (w roli zakładnika błagającego o wycofanie wojsk z Iraku). Albo przed sklepem wybucha jakaś kłótnia, ludzie nie wiadomo skąd wyciągają karabiny i zaczynają strzelać. Takie diabelskie spięcie to ledwie sekunda, góra parę sekund. Zaraz wszystko wraca do normy, Bagdad znów jest spokojny i zwyczajny. Tylko że ktoś już nie żyje, ktoś jest ranny, ktoś porwany. Ale pozostałe sześć milionów ludzi tego nie zauważyło, ciągle mają się dobrze.
Próbując rozgryźć specyfikę Iraku, a przede wszystkim jego mieszkańców, Zawadzki dociera tam, gdzie trudno dotrzeć z kamerą lub ekipą telewizyjną. Za to jednemu człowiekowi może się to udać. W efekcie możemy czytać o tym jak podążył w góry w poszukiwaniu romantycznych kobiet-bojowniczek o wolność, wchodząc w szeregi partyzantów. O tym, jak łatwo dostępna jest w Iraku broń rozkradziona z radzieckich baz wojskowych, którą teraz każdy cywil bez trudu może zamówić nawet na adres swojego pokoju hotelowego. O tym, czego można dowiedzieć się i co zobaczyć udając fanatycznego badacza Biblii. Albo jak czuje się człowiek, który przeżył wybuch miny na którą wjechał podczas patrolu.
Język tej książki jest do tego stopnia dynamiczny, żywy i barwny, że momentami można wręcz zapomnieć o tym, iż sytuacje w niej zawarte wydarzyły się naprawdę, a ludzie będący jej bohaterami istnieją w rzeczywistości. W gruncie rzeczy nie jest to wyłącznie reportaż, ale szeroko pojęta literatura faktu, łącząca w sobie kilka niezależnych gatunków. Prócz relacji opisujących irackie „tu i teraz”, autor pokusił się także o rys historyczny. Poznając początki państwa rządzonego połowicznie przez Brytyjczyków, a teraz Amerykanów, stopniowo uczącego sie samodzielności czytelnik chociaż połowicznie może zrozumieć istotę problemu.
Przyczyny leżące u podstaw sytuacji w jakiej obecnie znajduje się Irak i jego państwowość. Prócz wspomnianych retrospekcji Zawadzki snuje rozważania nad mentalnością: Kurdów, Talibów i Irakijczyków, przyglądając się im od psychologicznej strony. A co najważniejsze – nikogo nie ocenia. Wędruje, rozmawia, słucha i ogląda… a potem wszystko to spisuje. I tak powstała ta książka. Po prostu. Okazuje się jednak, że najprostsze rozwiązania są często najlepsze. Tak jest z pewnością i w tym przypadku.
Anna Solak