Książki autorstwa Mayi Motayne, choć mają piękne okładki, mocno zawodzą treścią. Nocturna i Oculta to idealne przykłady na to, by nie oceniać książki po okładce, bo w tym przypadku obwoluta obiecuje o wiele więcej, niż czytelnik dostaje.
Historia powieści toczy się w świecie, w którym istnieje magia – po ziemi chodzą ludzie, którzy mają tzw. proprio, czyli konkretny talent magiczny. Fabuła skupia się w zdecydowanej mierze na dwójce bohaterów. Są nimi książę Alfie, następca tronu Kastalanii oraz złodziejka imieniem Finn. W pewnym momencie, już w pierwszym tomie, ich drogi się łączą i do końca drugiej części sagi będą razem przeżywać różne perypetie. A wszystko zaczyna się w momencie, gdy brat Alfiego, Dez, nagle znika, pochłonięty przez czarną magię. Chłopak postanawia za wszelką cenę dowiedzieć się, co się wydarzyło i tak łączą się jego losy z Finn.
Nie jestem pewna, do kogo są skierowane te książki. Z jednej strony Motayne nie boi się dość brutalnych opisów, szczególnie w scenach skupiających się na walkach, bitwach i tak dalej. Ale z drugiej strony dialogi, rozwój postaci i sama historia są napisane bardzo prostym językiem, dla młodszej młodzieży.
Nocturna jest lepsza od Oculty. Więcej się w niej dzieje, zagadka dotycząca czarnej magii jest ciekawa i pojawiają się dynamiczne opisy starć, które nadają tempa całości. Niestety Oculta jest dużo słabsza. Przede wszystkim, prawie nic się w niej nie dzieje. Mogłaby by skrócona o połowę, a i tak niektórzy czytelnicy mogliby się przy niej nudzić. Dodatkowo, jest napisana w sposób bardzo infantylny i w pełni pokazuje, że Motayne dopiero zaczyna swoją przygodę z pisarstwem, i że ma duże braki w warsztacie. Poza tym, wszystko w tej książce jest podane na tacy. Niezależnie od tego, czy mówimy tu o negocjacjach dyplomatycznych (które de facto żadnymi negocjacjami nie są), czy o tym, co myślą i czują bohaterowie – autorka tej sagi tłumaczy czytelnikowi wszystko dokładnie, nie pozostawiając absolutnie żadnej możliwości na wysnucie własnych wniosków.
Nie następuje żaden rozwój postaci. Alfie, Finn i pozostali bohaterowie cyklu nie dojrzewają, nie uczą się na własnych błędach, nie wyciągają żadnych wniosków. Dodatkowo, wszystko im trzeba tłumaczyć. Nie są mają żadnych zdolności krytycznego myślenia, nie kojarzą faktów, nie rozumieją najprostszych zależności. Czytanie o ich losach w drugim tomie jest bardzo męczące.
A będzie, niestety, trzeci. O ile rozumiem, że autorzy trylogii najczęściej zwalniają w środkowych tomach, by zbudować napięcie przed momentem kulminacyjnym, znajdującym się w końcowej części cyklu, w przypadku Oculty coś zdecydowanie nie wyszło. Poza tym, dość łatwo można odnaleźć w Internecie głosy, że Motayne ewidentnie zbyt mocno inspirowała się Mroczniejszym odcieniem magii V.E. Schwab. Maya Motayne musi się jeszcze wiele nauczyć, dopracować warsztat, popracować nad rozwojem fabuły i postaci i tak dalej, i tym podobne.