"Nieśmiertelność zabije nas wszystkich", Drew Magary
Drew Magary to łebski gość, który potrafi maksymalnie utrudnić recenzentowi napisanie zabawnego wstępu. Naprawdę. Wyobraźcie sobie taką sytuację: dobry miesiąc temu po Polsce przetoczyła się dyskusja dotycząca tego, czy powinniśmy pracować do 67 roku życia. I przy opisywaniu książki, w której fabuła koncentruje się wokół odkrycia cudownego lekarstwa zatrzymującego procesy starzenia, aż prosi się, żeby odnieść się do naszego rodzimego, emerytalnego podwórka. Zabłysnąć, opowiedzieć dowcip, po którym płakać ze śmiechu będą miliony. O radości rządzących, z wiecznie młodych obywateli, których można by było doić póki gwiazdy nie zgasną i słońce się nie wypali; wiecznym wyczekiwaniu na upragniony piątek i niekończącą się nienawiścią, żywioną wobec poniedziałków; nawet życzenie szefowi, by wreszcie zdechnął, straciłoby jakikolwiek sens.
Niestety, Magary dostrzegł ten problem przede mną i nie omieszkał opisać go – choć w absolutnie poważnej konwencji - w swojej powieści „Nieśmiertelność zabije nas wszystkich”. Ale czy tylko kwestie zawodowo-emerytalne uległyby "drobnym" zmianom? A co z zawieraniem związków małżeńskich? Po co ślubować komuś wierność aż po grobową deskę, skoro na cmentarz można trafić dopiero za setki tysięcy lat? Wobec perspektywy nieśmiertelnego żywota nawet najbardziej fanatyczny terrorysta zastanowi się dwa razy, zanim postanowi wysadzić się w centrum sporego miasta.
Ale jak do tego wszystkiego właściwie doszło?
W roku 2019 pragnienie człowieka, by oszukać śmierć, nareszcie zostaje spełnione. Tylko trzy ukłucia igłą dzielą każdego z nas od życia prawie-wiecznego (prawie, bo wciąż można zarobić kulkę w łeb, albo zejść ze świata przy pomocy jakiegoś paskudnego choróbska). Zabieg rzecz jasna błyskawicznie zostaje przez większość rządów wciągnięty na listę czynności, od których wykonywania godny szacunku obywatel powinien kategorycznie się powstrzymać.
Główny bohater książki, John Farrell, ma 29 lat, dobrą pracę i absolutnie lekceważący stosunek wobec rządowego zakazu. Dlatego, gdy tylko nadarza się okazja, czym prędzej przyjmuje rewolucyjny lek, dzięki czemu czytelnik może śledzić spisaną w formie dziennika historię Johna i tego, jak ludzkość potrafiła sobie (nie) poradzić z nieoczekiwanym, niemal boskim darem nieśmiertelności.
Powieść Magary'ego nie jest prostacką satyrą, przy pomocy której autor w czytelny sposób obśmiewa różne patologie społeczne. Wszystkie wydarzenia opisane są w jak najbardziej poważnej konwencji, a jeśli jakieś sceny wywołają u odbiorcy śmiech, to proszę mi wierzyć, nie będzie to radosny chichot. Magary wykreował dość spójną i logiczną wizję przyszłości. Oczywiście, „Nieśmiertelność zabije nas wszystkich” nie nosi w sobie znamion książki przeznaczonej dla miłośników fantastyki naukowej, ale i tak jest nieźle. Swoją drogą to dość ciekawa przypadłość, iż pisarze prawie zawsze w swoich dziełach wieszczą ludzkości upadek, zagładę, a w najlepszym wypadku autorytarne rządy terroryzujące biednych maluczkich. Panie i panowie, skąd w was taka skrajna niewiara w człowieka?
Zastosowany przez Magary’ego sposób narracji nie do końca się sprawdził. Oprócz samej chęci ukazania świata istot nieśmiertelnych (rzecz jasna problem przeludnienia globu jest jednym z mocniej eksponowanych przez autora, tak samo jak sposoby – przyznajmy, niezbyt humanitarne – w jakie rządzący sobie z owym problemem próbują radzić) brakuje w powieści wątku – nazwijmy go nieudolnie – przygodowego, który spowodowałby, iż czytelnik z niecierpliwością przerzucałby kolejne strony, pochłonięty historią Johna. Niestety, losy Farrella są, delikatnie pisząc, niespecjalnie zajmujące. A przecież mamy tu do czynienia z powieścią, a nie książką publicystyczną, czy też popularnonaukową.
Debiut Drew Magary’ego, choć nie oszałamia, to i tak należy do grona tych pozycji, które można kupować i czytać bez obaw. Dobre, solidnie napisane, dające do myślenia dzieło.
Michał Smyk