Każdy kraj ma swoje ulubione tematy, które są później maglowane w sztuce do znudzenia. U Amerykanów są to kwestie związane z niewolnictwem, a u nas starsze pokolenie twórców uwielbia wracać do czasów PRL-u. I to nie jest tak, że mnie to nie obchodzi, że nie współczuję życia w systemie totalitarnym, ale siłą rzeczy młodsi odbiorcy - do których się zaliczam - nie będą z takim przejęciem słuchać i czytać o traumach poprzednich generacji Polaków.
Ignorancja? Głupota? A może po prostu każde pokolenie ma własne problemy, z którymi musi się mierzyć i niekoniecznie chce ciągle żyć tym, czym w pamięci wciąż żyją ich rodzice, dziadkowie itd.?
I tu pojawia się "Niemiec. Wszystkie ucieczki Zygfryda" Włodzimierza Nowaka. Chwytam książkę w dłoń, patrzę na opis, myślę sobie: no nie, znowu komuna... I faktycznie, niby ten PRL - jego absurdy i straszności - się tu przez większość czasu przewija, ale tak naprawdę reportaż Nowaka nie o tym traktuje - to raczej wielka opowieść o potrzebie bycia wolnym.
Będąc w połowie Polakiem a w połowie Niemcem, Zygfryd Kapela chciał zostać obywatelem RFN. Na drodze do zrealizowania tego marzenia stała nie tylko rodzina, ale przede wszystkim Polska Rzeczpospolita Ludowa. Dlatego Kapela niemal całe swoje życie poświęcił próbom ucieczki z Polski. I chodź nienawidził komunistów za uniemożliwienie mu mieszkania tam, gdzie sam tego chciał, ostatecznie jednak poszedł z nimi na współpracę... A wszystko to za cenę wolności.
Losy Zygfryda świetnie obrazują, jak skomplikowane bywa życie. Kapela im bardziej chciał sam decydować o sobie, tym głębiej wpadał w bagno uwikłań, zdrad i świństewek. A czytelnik z każdą kolejną przewróconą stroną, zadaje sobie coraz więcej pytań: czym właściwie jest ta wolność? Czy jest ona naprawdę potrzebna, by być prawdziwie szczęśliwym? A może to sytuacja zmusza do jej szukania, a w innym wypadku człowiek nie zaprząta sobie myśli tak abstrakcyjnymi sprawami? Przecież osiągnięcie wolności absolutnej zdaje się niemożliwe, a przeszkodę na drodze do pełnej swobody stawiają nam nie tylko państwa i ich granice. Bohater reportażu Nowaka przez całe swoje życie dążył do bycia wolnym, a na samym końcu okazał się niewolnikiem własnej pamięci, ciągle rozdrapującym stare rany.
Brawa dla Włodzimierza Nowaka, że potrafił realia, o których wydawałoby się, że napisano już wszystko, przedstawić z nowej perspektywy. Zamiast tylko w kółko powtarzać o złych ubekach i tym, jak dziwne to były czasy i nikogo, kto wtedy żył, nie należy z góry oceniać, reporter po prostu pokazał historię, która w dużej mierze potwierdza prawdziwość takich słów. Dziennikarz przy tym ofiarował nam uniwersalną opowieść, z której czytelnik może wyciągnąć dla siebie naprawdę wiele mądrości.