Co kraj, to obyczaj. Epokę wiktoriańską wyobrażamy sobie przede wszystkim na podstawie literatury, kina i telewizji. Jednymi z najpopularniejszych jej przedstawień są produkcje typu Sherlock Holmes czy Downton Abbey. Zwykle pojawiają się w nich dystyngowane, elegancko ubrane damy, które starannie przestrzegają norm życia towarzyskiego. Sztywne Angielki – można powiedzieć. Jednak owe damy były też kobietami z krwi i kości, więc sprawy biologii również ich dotyczyły. Niby jest to oczywiste, ale jak to dokładnie przebiegało? O radzeniu sobie z naturą oraz licznymi konwenansami przez płeć piękną opowiada Therese O`Neill w Niedyskretniku.
Na początku lektury odniosłem wrażenie, że zapoznaję się z poradnikiem do gry komputerowej (takim papierowym, sprzed epoki filmików na YouTube), w której sterowana przez gracza postać musi podołać wyzwaniom życia codziennego wiktoriańskiej damy z wyższych sfer. Na początku bohaterka budzi się w łóżku, pod którym znajduje się „nocnik z zimnymi siuśkami” i zaczyna dzień od skomplikowanej sztuki ubioru. Dalej następują rozdziały dotyczące ciała i higieny (toaleta, kąpiel, menstruacja, dieta) oraz relacji społecznych (zaloty, przebieg nocy poślubnej, antykoncepcja, zachowanie względem męża, prowadzenie domu i przyjmowanie gości, zachowanie poza domem). Dwa końcowe rozdziały poświęcono histerii (oj, czego nie wrzucano do zbioru o tej nazwie) i masturbacji. Z lektury wyłania się obraz epoki pełnej brudu, nieświeżości, mocnych perfum na bazie alkoholu i niewygody (na różnych płaszczyznach).
Autorka zawarła w książce mnóstwo informacji i ciekawostek z zakresu historii kultury i życia materialnego. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas wertowania kartek, to mnogość materiału ikonograficznego z epoki: ilustracje, rysunki, ryciny, fotografie, ogłoszenia prasowe. Od tej strony nie można nic zarzucić, a wręcz przeciwnie, należy pochwalić. Czytelnik nie musi wyobrażać sobie tego, z czym się właśnie zapoznał, ale ma podane na tacy opisywane przedmioty, wnętrza, stroje czy nawet ówczesne schematy ludzkiego ciała. Z XIX wieku pochodzą nie tylko ilustracje, ale też licznie cytowane opinie na tematy kobiece. Niedyskretnik został oparty na analizie wielu publikacji o charakterze poradnikowym. Nie zawsze wychodziły one spod pióra medyków. Ich zalecenia mogłyby wywoływać dziś uśmiech, gdyby nie świadomość, że rady te stosowano w praktyce. Nie muszę chyba dodawać, że prym w medycynie wiedli mężczyźni (kobiety musiały powalczyć o dostęp do studiów). Cóż, współcześnie panie mogą się cieszyć ze zmian, jakie dokonały się w życiu codziennym płci pięknej w ciągu ostatnich stu lat.
Należy jeszcze wspomnieć o języku. Autorka zwraca się bezpośrednio do czytelniczek, niczym stara ciotka do wchodzącej na salony pannicy („moje ty biedactwo”, „moja droga”, „gołąbeczko”). Moje skojarzenie z poradnikiem do gry nie wyklucza się z powyższym. W końcu czy stateczna, doświadczona matrona (na dodatek określiła siebie jako „kapryśną i wszechwładną”) nie mogłaby wprowadzać w świat naszej postaci? Poza tym język cechuje się swobodą, humorem i puszczaniem oka do czytelniczek (niektóre opisane doświadczenia pozostają obce mężczyźnie i tym samym mniej lub wcale zrozumiałe). Nie mogło być inaczej w książce skierowanej do wyzwolonych kobiet dwudziestego pierwszego wieku. Ciekawe czy tłumaczka, Jolanta Sawicka, dobrze się bawiła przekładając tę tak rzadką tematykę. Oczywiście nie wszystko można było oddać bezpośrednio w języku polskim, ale w takich przypadkach pojawiała się stosowna informacja o zastosowaniu rodzimych określeń, np. ten tego, figo fago, umcia-umcia. Zdaję sobie sprawę, że niektórym styl autorki może nie odpowiadać, a nawet odpychać.
Wiele z podjętych przez Therese O`Neill tematów zburzy utarty, laurkowy wizerunek dziewiętnastowiecznych dam. Zniszczy jednak tylko iluzję, wywołaną przez zewnętrzny sztafaż serwowany przez pisarzy i filmowców, a pozwoli spojrzeć na portret znacznie bliższy rzeczywistości, zakulisowy i dający wstęp do miejsca praktycznie zawsze pomijanego – łazienki. Przypuszczam, że po lekturze Niedyskretnika większości miłośniczek epoki wiktoriańskiej przejdzie ochota do przeniesienia się w tamte czasy. Jeśli nie pozycja społeczna kobiet i ówczesne konwenanse, to już na pewno sprawy higieny zniechęcą do zostania arystokratką w dziewiętnastowiecznym Imperium Brytyjskim, chyba że na planie filmowym.