Twórcy literatury grozy nie mają łatwego zadania. Straszyć słowami znacznie trudniej niż przy pomocy obrazów. Nie deprecjonuję pracy filmowców, ale posiadają nieco bogatszy repertuar sztuczek, którymi są w stanie przyprawić widza o zawał. Pisarze muszą sięgać po bardziej subtelne metody, bo samymi zjawiskami paranormalnymi i straszydłami niewiele zdziałają.
Świetnie widać to na przykładzie Nawiedzonego Domu na Wzgórzu – klasycznej powieści grozy autorstwa Shirley Jackson. Zamiast nurzać tytułową posiadłość we krwi, autorka wybrała inne sposoby na wzbudzanie w czytelnikach niepokoju.
Dom na wzgórzu ma swoją mroczną historię, a mieszkańcy pobliskiego miasteczka za nic nie chcą się do niego zbliżyć. W rezydencji ponoć straszy, a każdy kto się tam wprowadzi, zaledwie po kilku dniach ucieka z podkulonym ogonem. Wydaje się, że dom ten stanowi idealne miejsce do eksperymentów dla doktora Montague, badacza zjawisk nadprzyrodzonych. Naukowiec wysyła zaproszenie do osób doświadczonych w kontaktach z duchami, aby te towarzyszyły mu w czasie odkrywania sekretów posiadłości. Na wezwanie odpowiada cicha i pełna kompleksów Eleonor, a także będąca jej przeciwieństwem Theodora. Do grupy dołącza też cwaniak Luke, krewniak właścicielki przybytku. Całej czwórce wkrótce przyjdzie zmierzyć się z mrocznymi siłami, które pragną wyłącznie ich unicestwienia.
Jak na horror mało w Nawiedzonym Domu na Wzgórzu straszenia. Jackson buduje napięcie powoli, a my dość szybko zrozumiemy, że to nie potworów powinni obawiać się mieszkańcy upiornej rezydencji. Co ciekawe, bohaterowie są doskonale świadomi faktu, że z posiadłością naprawdę jest coś nie tak. Przez cały czas oczekują, aż wydarzy się coś strasznego, żyjąc w ciągłym napięciu; to z kolei rodzi konflikty. Nawet humor, którego w dziele Jackson jest zaskakująco dużo, służy wyłącznie maskowaniu rosnącego strachu. A my obserwujemy ten przerażający proces, kiedy człowiek niezauważalnie traci panowanie nad własnym umysłem i stopniowo popada w obłęd...
Nie będę jednak ukrywać, że miłośnicy naprawdę mocnych wrażeń, przyzwyczajeni do bardziej efektownego wywoływania dreszczy, pewnie powieścią Jackson się rozczarują. Klasyka zresztą zawsze jest narażona na tego typu zarzuty – Nawiedzony Dom na Wzgórzu stanowi kwintesencję gatunku, który nie robi już na czytelniku takiego wrażenia, jak niegdyś. A mimo to w pełni zgodzę się z blurbem na tylnej okładce od Stephena Kinga – jest to naprawdę niepokojąca podróż w głąb umysłu znajdującego się na skraju obłąkania. Być może po lekturze część z nas zrozumie, że wcale wiele nie potrzeba, byśmy sami wpadli w najczarniejszą otchłań.