Życia bohaterów splecione przez los, klątwę, fatum to popularny motyw, zwłaszcza w literaturze z pogranicza młodzieżowej i romantasy. Hitem książkowego świata było kilka lat temu Niewidzialne życie Addie LaRue V.E. Schwab. Nic dziwnego, że na okładce Naszych nieskończonych żyć Laury Steven widnieje właśnie polecajka od tej autorki.
Evelyn przeżyła kilkaset lat i kilkadziesiąt wcieleń, jednak zawsze ginie przed swoimi osiemnastoma urodzinami z ręki Arden – istoty, która ściga ją, odkąd pamięta. Tym razem dziewczyna chce dożyć osiemnastu lat bardziej niż wcześniej – może uratować swoją młodszą siostrę, chorującą na raka, ofiarowując jej szpik kostny. Arden i rychła śmierć jednak nadciąga, a Evelyn nie wie, jak uda jej się przezwyciężyć łączące ich przeznaczenie – zwłaszcza, że czuje do Arden ogromne przyciąganie, a granice pomiędzy nienawiścią i miłością zacierają się między nimi od stuleci.
Fabułę można podzielić na dwie zasadnicze części, czyli historię Evelyn ze współczesności – z Walii w 2022 roku – oraz retrospekcje z jej wcześniejszych wcieleń, które sięgają aż do X wieku. Przemierzyliśmy z nią Syberię, Norwegię, Chiny, francuskie okopy, pustynie i podróże przez morza, a koniec Evelyn był zawsze taki sam – ginęła z rąk kogoś, kogo kochała. Arden to istota, przed którą nie mogła uciec, a jej śmierć była nierozerwalnie związana z tym, że jej wróg również odchodził i odradzał się, by ponownie ją unicestwić.
Mocnym plusem historii jest relacja Evelyn z jej ówczesną rodziną, czyli siostrą Gracie oraz ich mamą. Nie dziwię się, że bohaterka przywiązała się do nich, mimo że każdą ze swoich wcześniejszych rodzin również kochała i opłakiwała. Szansa, że może uratować chorą siostrę, była jej motywatorem, by przeciwstawić się Arden i znaleźć rozwiązanie na ich sytuację.
Z samym Arden mam natomiast zgrzyt. Osobowościowo postać ta jest napisana świetnie, zwłaszcza jej melancholijna dusza poety. Problem mam z jej tożsamością. Oboje, Arden i Evelyn, lądują w różnych ciałach, są kobietami i mężczyznami oraz mają ze sobą kontakt intymny i to wszystko jest okej. Nadal jednak w języku polskim niecodziennym jest czytanie narracji w pierwszej osobie rodzaju nijakiego – chciałom, pisałom itp. W moim odczuciu jest to krok do przodu ku normalizacji tożsamości płciowej, jaką jest niebinarność, ale pod kątem językowej estetyki wolałabym, żeby taka postać stosowała 2 form odmiany żeńskiej i męskiej – zwłaszcza że w Naszych nieskończonych życiach taki zabieg tłumacz zastosował, kiedy Evelyn raz jest mężczyzną, a raz kobietą – lub zastosował zapis „chciał_m”. Może wizualnie jest to dziwne, ale nawet w social media coraz bardziej taki zapis jest stosowany, aby właśnie każdy mógł wybrać odpowiadającą mu formę.
Co do motywu splecionych żyć Evelyn i Arden to jest on do złudzenia podobny właśnie do historii Luca i Addie, bohaterów V.E. Schwab, zwłaszcza pod koniec, kiedy odkrywamy przyczynę, dlaczego nasze postacie muszą zginąć przed skończeniem osiemnastu lat. Miałam trochę też lekki zgrzyt z tym, zwłaszcza do samego, dość pośpiesznie napisanego zakończenia.
Obiektywnie – warstwa językowa jest naprawdę bardzo dobra. Momentami żałowałam, że nie mam samoprzylepnych karteczek do zostawiania cytatów. Mimo to moje serce nie zostało zdobyte przez Laurę Steven, a szkoda. Miała na to szansę. Jestem jednak pewna, że Nasze nieskończone życia złamią i posklejają niejedno czytelnicze serce.