Jeden dom i wiele skłóconych osób. Ta sama historia, a jednak tak inna, gdy zostaje opowiedziana przez dwóch różnych mężczyzn.
Siedemdziesięcioletni Saleh przylatuje z Zanzibaru do Wielkiej Brytanii i prosi o azyl. Nie ma wizy wjazdowej, a na każde pytanie pracownika urzędu emigracyjnego odpowiada tylko dwoma słowami „uchodźca” i „azyl”. Udaje, że nie mówi po angielsku, ponieważ ktoś mu tak doradził. I najwidoczniej los chciał, żeby Saleh tej rady się posłuchał, ponieważ dzięki niej nawiązuje kontakt z Latifem – profesorem literatury, który mówi w jego języku. Okazuje się, że oprócz wspólnego języka, łączy ich również wspólna, bardzo skomplikowana historia.
Nad morzem jest powieścią o docieraniu do prawdy i przebaczaniu. To historia o ludziach, którym odebrano wszystko i którzy swoje życie muszą zbudować na nowo. Z poprzednimi wydanymi w Polsce dwoma powieściami Gurnaha łączy ją również temat kolonializmu, rasizmu i uchodźstwa, a także relacji rodzinnych i społecznych, które w tej opowieści są naprawdę bardzo skomplikowane. Mamy tu spór o dom, o to do kogo on należy – czy do tego, który go wybudował, czy też do tego, który go wykupił. Punkt widzenia zmieniamy w zależności od historii, której wysłuchujemy. A narratorów jest dwóch i każdy z nich ma swoje racje, tylko które są prawdziwe i szczere? Który jest tym dobrym, a który tym złym? Łatwo się tu pogubić, Nad morzem trzeba czytać w dużym skupieniu, ale jak ogromna satysfakcja pojawia się na końcu, gdy nagle wszystkie elementy tej historii-układanki składają się w całość.