Jestem ostrożna jeśli chodzi o książki, które mówią o tym, że pozytywne myślenie jest antidotum na całe zło. I że należy zmieniać treści naszych myśli. Ale w książce Kinga Na luzie. Jak sobie radzić ze stresem i nie zamartwiać się na zapas, możemy przeczytać kilka naprawdę zabawnych historii, gdyż autor jest nie tylko doktorem psychologii i neurologiem, ale i komikiem.
W związku z tym książka traktuje też o humorze, jako wyniku zmiany naszego początkowego postrzegania jakiegoś zjawiska lub sytuacji. Zaniepokoiło mnie zdanie, że "człowiek wytrzymały to człowiek szczęśliwy". I pewnie, że rezyliencja jest bardzo ważna, ale tu ta wytrzymałość kojarzyła mi się chwilami z zaprzeczaniem swoim uczuciom. Nie do końca utożsamiam się z zapewnianiem mózgowi non stop aktywności po to, by uniknąć nadmiernego zamartwiania się. Mam wrażenie, że właśnie to skupianie się na niedpuszczeniu do martwienia, może powodować, iż staje się ono nadmierne. Spodobało mi się natomiast to, jak King pokazuje neurobiologiczne uwarunkowania naszej czujności, która może powodować lęki.
"Nasz mózg z większym prawdopodobieństwem zauważa negatywny bodziec i dotkliwiej go odczuje niż pozytwyny. Nasz mózg jest dziwny. Do bani, wiem".
I z tym mózgiem do bani, któremu przyklaskuję, zostawiam was z decyzją, czy chcecie się pośmiać i trochę wyluzować przy tej pozycji, czy nie do końca to wasze klimaty. Fanom optymizmu i pozytywnego myślenia na pewno się spodoba.