Kolejna książka nawiązująca do trudnych wydarzeń w czasie II wojny światowej. Myli się ten, kto spodziewa się tutaj brutalnych opisów życia i warunków w obozach koncentracyjnych czy walki o przetrwanie w swych domach, gdy zewsząd atakują wrogowie. Ta pozycja jest zupełnie inna.
Ewa Formella w doskonały sposób połączyła losy współczesnej Ilony z tytułową Ilse. Rok 1942, wojna trwa w najlepsze, a Żydzi z różnych zakątków świata masowo są wywożeni do obozów koncentracyjnych. Nieistotny jest wiek, nieistotny status czy zawód; istotna jest narodowość i religia, która wiele tysięcy rodzin skazuje na jedną z najokrutniejszych zbrodni w dziejach ludzkości. W trakcie transportu zrozpaczona matka wyrzuca z pociągu towarowego niemowlę, starsze dziecko trwa dzielnie przy rodzicielce, wierząc że to wszystko, czego jest świadkiem, to zły sen, z którego zaraz się obudzi. Tytułowa Ilse, a raczej Izabela – jak później nazwie ją oficer niemiecki, który wyciągnie dziecko z grupy osób skazanych na śmierć – zostaje wysłana do niemieckiego domu, gdzie będzie pracować. Cudem ocalała Żydówka, która od teraz oficjalnie będzie Polką, chowając głęboko w sercu swe prawdziwe pochodzenie, nazwisko i wiarę, będzie towarzyszem i opiekunem chorej rówieśniczki: Niemki Sabine. Spokojne życie w otoczeniu gór, gdzie nie dociera nawet oddech wojny, kojąca duszę muzyka klasyczna wykonywana przez żonę niemieckiego oficera oraz jej córkę, łagodzą złe wspomnienia głównej bohaterki. Jednak dziewczyna nie zapomina kim jest i skąd pochodzi. W jej sercu wciąż jest Polska, żydowskie tradycje, a przede wszystkim rodzina oraz brat, którego pragnie odszukać, wierząc że chłopiec żyje. Gorliwym słuchaczem staruszki Ilse (gdyż spotykamy się tutaj ze wspomnieniami z czasów wojny) jest Ilona, która w wigilijną noc trafia do domu pełnego ciepła, życzliwości i troski. Tutaj nikt nie pyta, nie rani, nie ocenia. Tutaj każdy lokator jest serdeczny, pełen dobra, a na troski i zmartwienia najlepszy jest kubek gorącej herbaty. Byle obserwator nie pomyślałby nawet, ile wycierpiała ta rodzina oraz jak bardzo pogmatwane zostały jej losy z powodu nazizmu i prześladowania Niemców i ich kolaborantów, często nawet sąsiadów, z którymi przed wojną byli za pan brat.
Wspaniale opowiedziana historia, oparta na faktach, oczami dziecka, a słowami wesołej, sympatycznej staruszki wprost do ucha współczesnej czterdziestolatki na życiowym zakręcie. Autorka, dzięki wybitnej umiejętności słuchania, przelała na papier wspomnienia starszych kobiet, z którymi miała okazję spędzać czas i prowadzić niespieszne rozmowy oparte zapewne na zaufaniu. Ludzie odejdą, lecz pamięć o nich pozostanie. Idealnym przykładem tych słów jest niniejsza książka. Lektura przyjemna. Nieco inna niż wszystkie w podobnym tonie wydane do tej pory, ponieważ tutaj spotkamy kilku Niemców o wielkim sercu, jak i naszych sąsiadów zza polskiego płotu, którzy mogą nam zagrażać. Przydałoby się jednak nieco więcej realizmu we współczesnym fragmencie życia głównej bohaterki, zamiast nadmiernie idealizowanej wizji jej oraz jej rodziny i cała fabuła byłaby idealna.