Sarah Moss napisała powieść, którą dość trudno jest jednoznacznie ocenić. Z jednej bowiem strony zajęła się trudnym tematem, a niektóre fragmenty mocno zapadają w pamięć, ale z drugiej nie do końca wiadomo, co chciała osiągnąć i co dokładnie przekazać w Murze duchów.
Siedemnastoletnia Silvie, razem z ojcem i matką, spędza wakacje na eksperymentalnym obozie archeologicznym, zorganizowanym przez profesora Slade’a i trójkę jego studentów (to znaczy tak zakładamy, ponieważ w trakcie lektury nie zostaje to wyjaśnione). Eksperyment polega na tym, że obóz zorganizowany jest w taki sposób, jakby jego uczestnicy żyli w epoce żelaza – bez dostępu do mediów, jedząc jedynie to, co upolują i nosząc stroje z „epoki”. Ojciec nastolatki, który zarabia na życie jako kierowca autobusu, jest fanem (by nie powiedzieć, że fanatykiem wręcz) historii dawnej Brytanii i podobnego uwielbienia wymaga od swojej rodziny. W trakcie lektury okazuje się, że mężczyzna jest tyranem, który od swojej rodziny oczekuje również bezwzględnego posłuszeństwa, i że nikomu, poza nim samym, przebywanie na obozie nie sprawia przyjemności. Silvie, choć stara się buntować, nie ma szans na sprzeciwienie się despotycznemu ojcu, a obóz powoli przekształca się w wyprawę zdominowaną przez jedną osobę.
Mur duchów to niewielka objętościowo, bo zamykająca się w około stu pięćdziesięciu stronach historia, którą trudno zrozumieć. Nie dlatego, że jej fabuła jest nieoczywista, ale dlatego, że nie do końca wiadomo, co dokładnie chciała opisać Moss. Czy chodziło o stworzenie historii o przemocy w rodzinie, nacjonalizmie, coming of age głównej bohaterki, sile tradycji? W powieści znajdują się wszystkie te wątki, są one też dobrze i ciekawie opisane, ale żaden nie jest głównym i w końcu nie wiadomo, o czy tak naprawdę miała być przede wszystkim ta historia.
A szkoda, ponieważ Mur duchów jest bardzo dobrze napisany (i przetłumaczony). Sarah Moss w warstwie językowej pokazuje swój talent – ewidentnie przygotowała się do napisania tej powieści; bardzo dużo w niej nie tylko szczegółów historycznych, ale też np. wzmianek o roślinach, które wzbogacają i dopełniają treść, nie nadając jej przy okazji wymiaru atlasowo-dydaktycznego. Całość czyta się szybko, a fabuła wciąga, jednak, jak wspomniane zostało wyżej, całość pozostawia po sobie lekki niedosyt.
Wojciech Szot w swojej recenzji tej powieści stwierdził, że Moss pisze w sposób oczywisty. I rzeczywiście tak jest – już początek historii, pozornie niezwiązany z fabułą, narzuca i wywołuje pewne skojarzenia w trakcie lektury, przez co zakończenie historii nie szokuje i nie wstrząsa tak mocno, jak mogłoby, gdyby nie fakt, że niejako od początku spodziewaliśmy się tego, co na końcu po prostu musiało się wydarzyć. Poza tym pewne wątki są aż nazbyt czytelne – gdyby pisarka nie podawałaby ich aż tak na tacy, na pewno ich „siła rażenia” byłaby mocniejsza. Bo my od początku wiemy, co Sarah Moss chciała przekazać, autorka nie zostawia zbyt dużego pola do interpretacji, przez co spłyca całość.
Mur duchów to dobrze napisana historia, która pokazuje, że jej autorka ma duży talent. Jest to też powieść, która porusza niełatwe tematy, i która, momentami, cechuje się fragmentami, robiącymi niemałe wrażenie na odbiorcy. Jednak jako całość, jest trochę zbyt oczywista, nie pozwala czytelnikowi na pogłębioną analizę tekstu, bo niemal wszystko podaje wprost. I przez to pozostawia niedosyt.