Po dobrej pierwszej części z cyklu "Hawajska miłość", czas na świetny kolejny tom! Jest to niezwykle rzadkie zjawisko, że druga część podoba mi się bardziej od pierwszej. Jednak faktycznie w kontynuacji uwagę mojego czytelniczego serca przykuł główny bohater, którego kreacja znajduje się wśród moich ulubionych. Ostatnio też bardzo polubiłam motyw enemies to lovers – niby wiesz jak się skończy, ale pomimo wszystko z wielkim napięciem czekasz na rozwój wydarzeń. Zacznijmy jednak od początku.
Laurie postanawia zostać ratowniczką wodną i prosi o pomoc Chipa. Ten załatwia jej staż na jednej z plaż u boku Tristana – mało rozmownego ratownika. Początek znajomości tych dwojga młodych ludzi był dość burzliwy i trudny, jednak z czasem Laurie pokazuje, że najważniejsze są chęć i determinacja, a Tristan odpuszcza i otwiera się na nową współpracownicę. Ich relacja powoli zmienia się w uczucie, które już na zawsze odmieni ich losy.
Trudne początki znajomości nie zawsze zwiastują katastrofę, czasem mogą przerodzić się w głębokie uczucie.
Bardzo podobało mi się lekkie pióro autorki, ponieważ historię czytało się z zapartym tchem. Pomimo swojej prostoty, książka jest naładowana pozytywną energią i optymizmem. Historia Laurie pokazuje, że możemy wszystko, a ogranicza nas jedynie strach przed nieznanym. Trochę chęć głównej bohaterki do zostania ratownikiem wodnym i szybki sposób do zrealizowania tego marzenia jest dla mnie zbyt prosty i nierealny to ogólnie książka bardzo mi się podobała. Uwielbiam Tristana to i nie tylko ze względu na imię, ale także jego takt i opiekuńczość. Oby więcej takich bohaterów w świecie literackim, a szkoda, że trafiają się zwykle wśród młodzieżówek.
Polecam "Może to właśnie mój dom" wszystkim, którzy chcą poczytać niezobowiązującą lekturę i wypocząć przy niej, zrelaksować się z kubkiem kawy lub herbaty. Idealna na długie, wczesnojesienne wieczory. Dla mnie była lekturą na jeden wieczór i był to zdecydowanie zbyt krótki czas. Chcę więcej i czekam na kolejny tom!

