„Można kupić lepszy klimat (…) ale nie uczucie niespodziewanej radości, kiedy przez zasłony wpada nagle promień słońca, zapowiadając nowy, pogodny dzień” – tymi słowami, tym – nazwijmy to mottem – podsumowałabym krótko treść płynącą z książki Moja ostatnia księżna. I po raz kolejny nachodzą mnie ostatnio refleksje – czy książki nie mogą być po prostu dobre i złe? Dlaczego znów trafiam na pozycję, którą tak ciężko mi podsumować i zaliczyć do jednej czy też drugiej grupy? Czemu nie potrafi wywołać we mnie sprecyzowanych uczuć? Ale tak byłoby przecież zbyt łatwo. A życie i towarzyszące mu emocje nie są tylko białe i czarne, przecież tak dużo jest odcieni szarości.
Lekturę skończyłam dosłownie przed kilkoma minutami, więc moje odczucia pozostają wciąż żywe. Dlatego właśnie zasiadłam do napisania recenzji, by towarzyszące jej pisaniu emocje były wciąż jasne i niezmącone upływem czasu oraz nieidealną pamięcią.
Zacznę może od tego, że kilka lat temu obejrzałam film Randka z królową. Nie wiem czy go znacie, więc pozwolę sobie na krótką dygresję i wspomnienie fabuły. Film opowiada o dwóch księżniczkach, Elżbiecie II i jej siostrze Małgorzacie, które wymykają się z przyjęcia i wyruszają w miasto, udając zwykłe dziewczyny. Rozpoczyna się miła dla oka, przezabawna i wdzięczna komedia.
Nie wiem dlaczego, ale zabierając się za lekturę Mojej ostatniej księżnej nastawiłam się na opowieść utrzymaną w podobnym żartobliwym tonie, zabawną, pełną uroku, gracji i wdzięku. I być może to, że przełożyłam nieświadomie moje oczekiwania z filmu na książkę spowodowało, że trochę mnie rozczarowała i poczułam się oszukana. Zatem od razu pragnę was uprzedzić, że książka w żadnym razie nie jest humorystyczna. Nie jest to komedia z elementami romansu. Jest to powieść obyczajowa, utrzymana raczej w poważnym, podniosłym tonie, spowita tajemnicą, osnuta pajęczymi nićmi intryg i mrokiem. Tak, jest to zupełne przeciwieństwo tego, co sobie wyobrażałam, za to gdy myślę o uczuciach jakie mi towarzyszyły w trakcie zagłębiania się w dalszą treść to zdecydowanie na pierwszym miejscu było uczucie pogrążania się w niedostępności i mroku.
Przenosimy się w czasie do przełomu wieku XIX i XX. Autorka wprowadza nas w trochę – mogłoby się wydawać z początku – zaczarowany świat wielkiej fortuny, bogactwa i piękna. Oto nasza bohaterka, dziedziczka, najbogatsza panna z Ameryki, pojawia się na swoim balu debiutanckim. Jak możecie się dalej domyślać – wielka dama, przed którą cały świat stoi otworem, nie może zostać wydana za nic nie znaczącego mężczyznę. Jej matka jest święcie przekonana, że córce należy się tytuł książęcy, dlatego wyrusza z nią do Anglii w poszukiwaniu idealnego kandydata na zięcia.
Historia amerykańskiej panny, próbującej odnaleźć się na salonach w angielskiej rzeczywistości, jest tak naprawdę tłem do opisania przez autorkę dwóch kompletnie różnych od siebie światów: nowego jakim jest Ameryka i starego jakim jest Anglia, a nasza bohaterka stanowi łącznik pomiędzy nimi. Czy uda jej się te dwa tak różne światy ze sobą powiązać?
W trakcie lektury być może na początku, tak jak ja, poczujecie niechęć do głównej bohaterki. Rozkapryszona dziewczyna, pewna siebie i swojej urody, jak i tego, że może mieć wszystko i to „wszystko” jej się należy. W miarę jednak jej poznawania, na światło dzienne wychodzą kolejne aspekty i zaczynamy postrzegać tę dziewczynę inaczej, w pewnym momencie zaczynamy się z nią utożsamiać, bardziej ją rozumieć i nawet jej współczuć. Momentami irytuje, momentami jest naiwna, ale czy my w naszym życiu nie zostalibyśmy w pewnych sytuacjach oceni równie podobnie przez kogoś kto stoi z boku i się nam przypatruje?
Opowieść Daisy Goodwin pokazuje, że pieniądze w życiu to nie wszystko. Za pieniądze można kupić wiele dóbr materialnych, nawet ludzi, jednak musimy pamiętać o tym, że świat pieniądza to też świat intryg, pogardy i brutalności. Brzmi trywialnie i znajomo? Być może jednak powinniśmy częściej to sobie uzmysławiać, bo wciąż odnoszę wrażenie, że mnóstwo z nas o tym zapomina. Druga ważna lekcja płynąca z tej książki, to niszczący wpływ jednego człowieka na drugiego. Rodzice o niespełnionych ambicjach, próbujący przerzucić je na swoje dzieci, głusi na ich prośby. I podejmowane pod ich naporem decyzje oraz to jak się kończą. Nie jest to przecież problem tylko i wyłącznie „tamtych” czasów. Ten aspekt wciąż ma miejsce w czasach obecnych, wciąż liczy się zdanie otoczenia, a żądza pieniądza i władzy jest w stanie przyćmić bystre spojrzenie najbardziej wytrawnego sokoła.
Gdybym miała podsumować tę pozycję, to chcę przede wszystkim zaznaczyć, że opowiedziana tu historia nie jest lekka i zabawna. Wkraczacie w świat pełen mroku, obłudy, decyzji niekoniecznie zależnych od bohaterki. Książkę czyta się dobrze i przyjemnie, ale musicie nastawić się na sformułowania i wyrazy grzeczności charakterystyczne dla czasów minionej epoki, a co za tym idzie niemal uroczysty ton. Niestety, mnie przez większość czasu książkę czytało się dobrze ale bez większej rewelacji. Historia, owszem, interesowała mnie i ciekawiła, ale nie było elementu silnego zaintrygowania, które pchałoby mnie do przodu. Były wręcz momenty, kiedy myślałam, że będę zmuszona przerwać lekturę. Tak czy owak – nie jest tak, że wam tej książki nie polecam – polecam jak najbardziej, ale czytajcie ją świadomie, z pełną wiedzą jakie tematy porusza i z odpowiednim nastawieniem, nie jak ja - na zabawną historię, tylko z nastawieniem na powieść obyczajową osnutą mrokiem i tajemnicą. Książka pod koniec, o dziwo, wciągnęła mnie bardzo! Gdy byłam już niemal pewna jej zakończenia, autorka sprytnie zmyliła moją czujność i sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, niż pierwotnie zakładałam. To był ten moment, kiedy po raz pierwszy od rozpoczęcia jej czytania pomyślałam sobie, że pewne wyjaśnione wątki właśnie wpływają na moje całościowe jej postrzeganie. To zakończenie, to że nagle coś się zaczęło dziać i już nie było tak nudno i mdło, sprawiło, że moja pozytywna oceny książki została uratowana. Uwierzcie – z tej perspektywy stwierdzam, że warto było początkowo przemęczyć się przez książkę.