moda polska (pisownia oryginalna) została założona w 1958 roku. Jej głównym celem było propagowanie na ojczystym terenie aktualnych trendów modowych – głównie zachodnich. Jadwiga Grabowska – dyrektor kreatywna przedsiębiorstwa – podkreślała jego rolę dydaktyczną. Niczym Pigmalion (do którego często się porównywała) pragnęła przekształcić powojenną kobietę w przedwojenną damę. moda polska zrzeszała młodych projektantów, przeważnie absolwentów Akademii Sztuk Pięknych, którzy w czasach siermiężnego PRL-u na wybiegach prezentowali szalone kreacje inspirowane największymi domami mody (Channel, Balanciaga, YSL, Dior). Pokazy były wielkimi wydarzeniami w życiu warszawskiej society. Bywali na nich zarówno artyści jak i partyjni dygnitarze z żonami. Próżno tu jednak mówić o mariażu mody i polityki, bowiem na co dzień władze utrudniały pracę twórcom. Stałe kontrole z ministerstwa, cięcia w kosztach oraz donosy nie ułatwiały pracy młodym projektantom.
Książka zaczyna się dosyć myląco, ponieważ od historii rodziny Seydenbeutelów z której wywodzi się Grabowska. Autorka opisuje dom, w którym dorastała przyszła arbiter elegantiarum oraz jej koligacje rodzinne. Szybko jednak przekonujemy się, że biografia jest jedynie punktem wyjścia dla całej historii – obrazuje różnicę pomiędzy przedwojenną elegantką (której uosobieniem była matka Jadwigi), a powojenną kobietą w starym, mężowskim płaszczu. Ewa Rzechorzek płynnie przechodzi od historii Grabowskiej do losów mody polskiej.
W książce znajdują się również krótkie biografie innych postaci kluczowych dla historii mody polskiej, tj. Jerzego Antkowiaka, Kaliny Paroll, czy Magdy Ignar. Autorka przedstawia ich artystyczną drogę do modowego przedsiębiorstwa oraz charakteryzuje ich styl. Dowiadujemy się kto był specjalistą od mody męskiej, a kto od zadań specjalnych.
Ewa Rzechorzek w krótkich rozdziałach przedstawia też kolejne wcielenia przedsiębiorstwa oraz najważniejsze modowe zjawiska, takie jak wytwarzanie samodziałów, fabryka jedwabiu w Milanówku, czy wydawanie biuletynów modowych itp. Rozdziały często jedynie sygnalizują jakiś problem, nie wyczerpują go w pełni, co przy mnogości wątków poruszanych przez autorkę, wydaje się zasadne. Muszę jednak przyznać, że czasami miałam wrażenie, że dopiero co zaczęłam czytać kolejny rozdział, a już się kończył.
Dzięki licznym tekstom źródłowym: artykułom, felietonom, czy wywiadom, otrzymujemy obraz przedsiębiorstwa malowany z wielu (nie zawsze przychylnych) perspektyw. Widzimy, jak obrażeni dziennikarze wyśmiewali śmiałe projekty młodych projektantów, a zwykłe Polki narzekały na wygórowane ceny ubrań w salonach Ewa (sklepy w których można było nabyć ubrania mody polskiej). Autorka mocno zarysowała kontrast pomiędzy ulicą a wybiegiem. Pomimo sukcesów i nagród zdobywanych przez modę polską, po każdym pokazie padało to samo pytanie: Gdzie to kupić? Polki, były zmuszone zadowolić się tym, co było w sklepach, a był to jedynie odblask kolekcji wiodącej.
Ewa Rzechorzek operuje charakterystycznym stylem pisania, który w niektórych miejscach przypomina szybki zapis myśli. Zdania formułowane są bardzo naturalnie, nie książkowo (w niektórych miejscach przypominają trochę strumień świadomości), co może mieć swoich przeciwników. Sama podczas lektury niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że mam przed sobą zapis słuchowiska poświęconego modzie, a nie książkę w której każde zdanie jest wycyzelowane. Nie można jednak autorce zarzucić braków warsztatowych, jest to raczej kwestia stylu.
Moda polska. Warszawa obfituje w liczny materiał ilustracyjny, co dla książki o modzie jest bardzo istotne. Znajdziemy tu głównie czarno-białe zdjęcia ubrań prezentowanych przez piękne modelki oraz, co ciekawe, rysunki projektantów. Bardzo ubolewam nad tym, że z wiadomych względów fotografie nie zostały wykonane w kolorze (poza umieszczonymi na końcu książki paroma zdjęciami). Możemy jedynie wyobrażać sobie jak słynne malowane jedwabie z Milanówka wyglądały na żywo. Ponadto autorka często opisuje fotografie, które nie znalazły się w książce, a zostały jej udostępnione przez rozmówców lub znalezione w archiwach. Podejrzewam, że gdyby i te zdjęcia znalazły się w książce, zwiększyłoby to znacznie jej objętość (oraz cenę).
Nasze dobro eksportowe – moda polska – dwadzieścia lat po zakończeniu swojej działalności, doczekała się monografii z prawdziwego zdarzenia. Książka ukazuje nam PRL nie od strony kolejek i kartek, lecz przez pryzmat kolorowych jedwabi z Milanówka i damskich dodatków.