Myślę, że nie przesadzę, gdy stwierdzę, że Douglas Stewart jest obecnie jednym z tych autorów, których czytać trzeba. Po świetnym, głośnym i nagradzanym debiucie, jakim był Shuggie Bain, pisarz tym razem proponuje nam Młodego Mungo. Jest to, znów, opowieść o młodym chłopaku, nastolatku, który żyje w Glasgow. Nie wiemy dokładnie, kiedy dzieje się akcja tej powieści, jednak na pewno w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdyż Thatcher nie była już premierką „od ładnych paru lat”.
Podobnie, jak w przypadku Shuggie Bain, Młody Mungo jest powieścią, którą czyta się jednocześnie bardzo dobrze i bardzo trudno. Dobrze, ponieważ Stewart świetnie prowadzi narrację, bardzo dobrze operuje tempem,świetnie buduje też świat przedstawiony. Glasgow wyłaniające się z jego książek jest miastem brudnym, zniszczonym i nieciekawym, które nie oferuje zbyt wielu szans swoim mieszkańcom. Pisarz tworzy też wiarygodne postaci, niezależnie od tego, czy mówimy tu o głównych bohaterach czy o postaciach drugo- bądź trzecioplanowych, i doskonale wie, co w swojej książce chce przekazać, konsekwentnie do tego zmierzając. Jednocześnie, tematyka jego powieści jest bardzo trudna, atmosfera gęsta i całość miejscami przytłacza. Stewart nie oferuje swoim czytelnikom przyjemnej historii, która od pierwszych stron obiecuje happy end.
Młody Mungo, tytułowy bohater książki, ma niecałe szesnaście lat. Mieszka razem z matką-alkoholiczką i dwójką starszego rodzeństwa. Od pierwszych stron opisywany jest jako najładniejszy, najdelikatniejszy i najbardziej wrażliwy z całej rodziny. Niemalże niepasujący do swojego najbliższego otoczenia. Matka, nazywana Po-Mo, zaczęła rodzić swoje dzieci będąc nastolatką. W wieku trzydziestu pięciu lat jest zmęczona, zniechęcona i znudzona swoim życie. Stewart świetnie opisuje trudne relacje matki ze wszystkimi dziećmi, skupiając się w głównej mierze na tym, jak z matką żyje Mungo. Jak jest od jej aprobaty uzależniony, jak potrafi wszystko wybaczyć i zrozumieć, jak Po-Mo wykorzystuje uczucia syna. Ta toksyczna i niezdrowa relacja przekłada się też na to, w jaki sposób Mungo funkcjonuje z pozostałą dwójką rodzeństwa i jak oni reagują na sytuację w domu. Stewart w bardzo wiarygodny sposób pokazał, jak pod jednym dachem może funkcjonować rodzina, w której pojawia się uzależnienie, które pociąga za sobą przemoc, oziębłość, frustrację, samotność i zaniedbanie. Jednocześnie, choć wszyscy wiedzą, co dzieje się w domu Mungo, niemal nikt nie reaguje. Dlaczego? Bo jego świecie wszyscy mają trudne życie, borykają się z uzależnieniem, przemocą, brakiem pieniędzy etc. Ludzie nie reagują na coś, co jest dla nich chlebem powszednim, który dawno przestał szokować.
Młody Mungo jest też historią o miłości. Jest to miłość trudna, nieoczywista i bolesna, ale jednak się pojawia. I choć zazwyczaj zostawia ludzi samotnymi, to jednak niekiedy niesie ze sobą radość i światło, choć w Glasgow Stewarta nie ma dla niej za dużo miejsca. Jest to też miłość wielowymiarowa, bywa uczuciem, które pochłania i pozwala zapomnieć o wszystkim naokoło, ale niekiedy staje się przyczyną kolejnego bólu, a nie ukojeniem tego już istniejącego.
Jedyna bardziej krytyczna uwaga, o której warto wspomnieć, to fakt, że osoby, które czytały pierwszą powieść Douglasa Stewarta, będą wiedziały, czego się spodziewać po tej książce, jeśli chodzi o atmosferę, język i konstrukcję bohaterów. Młody Mungo to jest bardzo dobrze napisana historia, jednak jest bardzo podobna pod wieloma aspektami do Shuggiego Baina. Oczywiście Stewart może do końca życia pisać podobne stylem i tematyką książki, jeśli czuje się w tym dobrze, jednak od pisarza, o którym zaczęło być tak głośno tak szybko, chciałoby się mimo wszystko dostać też coś innego. Miejmy nadzieję, że jego trzecia powieść nas czymś zaskoczy.