Oto Delhi. Majestatyczna perła Indii, leniwie spoczywająca w cieniu tamaryndowców, drzew dźamun i ardźuna. Dawna stolica subkontynentu, owinięta serpentyną świętej rzeki Jamuny, której wody po dziś dzień niosą słowa Mahabharaty - najdłuższego poematu epickiego na świecie. Wielomilionowa metropolia spowita zapachem herbaty Darjeeling przemawia językami ludów różnych wyznań i kast: hindi i sanskryt mieszają się z urdu, kaszmirskim i pendżabskim, a angielski przypomina o 150-letniej, kolonialnej przeszłości. W tym mieście, gdzie tysiącletnie zabytki współegzystują z dwudziestowieczną architekturą Edwina Lutyensa, zamieszkują byty podobne do ludzi, ale stworzone z ognia. To dżiny. Nie można ich zobaczyć, ale można o nich przeczytać.
Do Miasta dżinów zabiera nas William Dalrymple, który w latach 80 XX wieku, wraz z małżonką Olivią Fraser spędził w Delhi kilka lat. Dalrymple to szkocki pisarz i historyk, aktywny członek Królewskiego Towarzystwa Literackiego i kuzyn samej Virginii Woolf. Jego dziewięć książek poświęconych głównie Indiom, Pakistanowi, Afganistanowi, chrześcijańskiemu wschodowi czy dialogowi międzyreligijnemu, zdobyło szereg prestiżowych nagród i uznanie czytelników na całym świecie.
Miasto dżinów trudno uchwycić w ramy literackich kategorii. Ani to fabularyzowany reportaż, ani powieść podróżnicza. Nie jest to także typowa monografia miasta czy zbiór dzienników. Wszystkiego tu po trochu, niczym w popularnym, indyjskim daniu masala dosa, obfitującym w różnorodne składniki. Obok precyzyjnych opisów imponującej architektury Starego Delhi - ruin pałaców Wielkich Mogołów, islamskich medres i meczetów, mamy potężny zbiór historycznych faktów, których ogrom może z początku przytłaczać. Zabójstwo Indiry Gandhi zostało przez autora przedstawione tak obrazowo, że niemal odczuwamy zapach kwitnących wówczas bugenwilli mieszający się z zapachem prochu. Z kolei rozczulająca relacja autora z delhijskim taksówkarzem Balvinderem Singhem wprowadza do lektury szczyptę prywaty.
Nie jest to pozycja łatwa. Dalrymple wymaga od czytelnika uważnego skupienia, obsypując go szeregiem dat, fragmentami zapisków z listów brytyjskiego komisarza Williama Frasera i hinduską terminologią, niczym kolorowymi proszkami podczas święta Holi ( na szczęście pomoc niesie tu załączony słownik). Koloryt Miasta przerasta wszelkie oczekiwania, Delhi zwiedzamy zarówno po fasadach bungalowów, jak i od mrocznych bebechów - podczas krwawych walk kuropatw, w alkowach eunuchów czy w mistycznym transie wirujących sufich.
Miasto dżinów zdobędzie serca miłośników Orientu. Natomiast zapalonym podróżnikom zapewni solidne, teoretyczne podwaliny przed egzotyczną wyprawą. W zachodnim świecie przyjęło się przekonanie że dżiny to baśniowe duchy zamknięte jedynie w metalowych lampach. Nic bardziej mylnego. William Dalrymple przekonuje, że mogą tkwić także w kartach jego powieści.
Namaste.
Danny Moore
PS. Wydawnictwo Noir Sur Blanc dopięło wszelkich starań, aby książka nie odbiegała znacznie od powstałego w 1993 roku oryginału. Miasto wzbogacają liczne ilustracje i mapa Delhi autorstwa żony pisarza.