Już kiedyś wspominałem o tym, że lubię co jakiś czas wziąć do recenzji książkę, o której nie wiem nic. O Laini Taylor nie słyszałem nigdy, a biorąc pod uwagę, że pisarka tworzy powieści dla młodzieży, w ogóle mnie ten fakt nie zdziwił. A jednak opis fabuły Marzyciela wydał mi się na tyle intrygujące, że postanowiłem zaryzykować. Ba, dla recenzenta to nawet lepiej: siąść do lektury książki bez żadnych nadziei lub uprzedzeń, nie zrażając się faktem, że prawdopodobnie ma się do czynienia z pozycją z gatunku Young Adult, za którym się nie przepada.
Co ciekawe, właśnie tego m.in. uczy Taylor w Marzycielu: nie warto zamykać swojego umysłu, tylko starać się pokonać własne uprzedzenia. No i cóż... ma rację.
Lazlo Strange ma jedno marzenie: odwiedzić tajemnicze miasto Szloch, z którego mieszkańcami od ponad dwustu lat nikt nie miał kontaktu. Niestety Strange to tylko skromny bibliotekarz, bez szans na realizację swojego celu. Nawet gdy na bibliotecznym dziedzińcu pojawiają się wojownicy ze Szlochu, oferujący wybranym śmiałkom podróż do ich rodzimego miasta, Lazlo nie łudzi się, że to właśnie jemu przypadnie ten zaszczyt. A jednak dzieje się inaczej i zanim chłopak się obejrzy, będzie przemierzał zdradliwą pustynię Elmuthaleth, w drodze do spełnienia wielkiego pragnienia serca.
Powieść Taylor podzieliłbym na dwie części, z których każda została przeze mnie odebrana inaczej. I tak pierwsza z nich to wspaniała opowieść o marzeniach i wielkiej przygodzie, z budzącym sympatię bohaterem, który wbrew wszelkim przeciwnościom uczy się walczyć o swoje. Klimat, styl autorki, konstrukcja powieści – do pewnego momentu podobało mi się w Marzycielu absolutnie wszystko. Taylor umiejętnie i powoli odsłania tajemnice Szlochu, potrafiąc przy tym przykuć uwagę czytelnika i zaczarować go iście baśniowym klimatem. Fabuła, choć pozbawiona szaleńczych zwrotów akcji, opiera się na fenomenalnych pomysłach na powieściowy świat i wiarygodnych postaciach. Mógłbym się tak jeszcze rozpisywać o zaletach tej książki, a i tak nie byłbym w stanie oddać tego, jak bardzo urzekły mnie przygody Strange'a.
Mniej więcej po 300 stronach Marzyciel ulega jednak poważnym zmianom. Na pierwszy plan wybija się historia pierwszej miłości, a autorka bardziej niż na przygodzie, skupia się na wątkach dotyczących pokonywania uprzedzeń i potędze uczucia ponad podziałami. I niby na papierze wszystko się zgadza i Taylor faktycznie potrafi w prostych słowach przekazać kilka ważnych prawd, ale niestety dzieje się to kosztem aury przygody i niezwykłości, cechujących wcześniejsze rozdziały. I choć romans Lazla z jedną z powieściowych bohaterek został opisany z wyczuciem, mimo wszystko brakowało mi tego wcześniejszego klimatu. Dopuszczam jednak do siebie myśl, że młodzież, przeżywająca pierwsze uczuciowe rozterki, zupełnie inaczej odbierze wspomniane fragmenty i bardziej doceni starania amerykańskiej autorki.
Marzyciel ma więc dwa oblicza, z których tylko jedno naprawdę mnie zachwyciło, choć i doceniam w pewien sposób to drugie. Zresztą, gdyby porównać tę książkę do innych powieści Young Adult, to dzieło Taylor rozniosłaby konkurencję na strzępy. Jej dzieło to rzadki przypadek pozycji skierowanej do młodszego odbiorcy, z lektury której przyjemność czerpać będą także dorośli. Dlatego absolutnie polecam i czekam z niecierpliwością na drugi tom.