Zabawna, smutna, wciągająca, ciepła powieść, którą pochłonęłam.
Obraz traumy, która może zniszczyć życie doświadczającego jej człowieka i otaczających go ludzi, jak i spowodować, że zakwitniemy. I ta cienka linia pomiędzy totalną dezintegracją a wzrostem potraumatycznym. To pierwsze myśli, które pojawiły się, gdy zamknęłam tę książkę. Powieść o samotności i pragnieniu trzymania drugiego człowieka za rękę.
Tytułowa panna Benson uczy w szkole i jest daleka od swych młodzieńczych marzeń. Misję poszukiwania złotego chrząszcza w Nowej Kaledonii zakopała dawno przy oklaskach wewnętrznego cynika. Jednak pewnego dnia coś w niej pęka i tej fali nikt już nie może zatrzymać. Opuszcza szkołę w atmosferze skandalu i zaczyna organizować wyprawę do Australii. Towarzyszy jej blondynka w różowym kapelusiku, która wydaje się najgorszym materiałem na asystentkę. Okazuje się jednak najlepszym na przyjaciółkę. Niesamowita powieść przygodowa, która z taką samą uwagą śledzi przygody w zewnętrznym, jak i wewnętrznym świecie bohaterów, pięknie podejmuje temat odwagi i podążania za swoimi wartościami.
"Wysłuchane modlitwy mają przerażającą moc, wymuszając obowiązek działania".
Czy złoty chrząszcz naprawdę istnieje? Czy pannie Benson uda się go odnaleźć? Co znajdzie w trakcie drogi: szalonej, niebezpiecznej, niepokojącej i pięknej? Aż szkoda, że ja już wiem.