Popularny ostatnio trend oczekiwania kontra rzeczywistość można odnieść również do sztuki czytania, kiedy po zapoznaniu się z opisem następnej lektury mamy poczucie, że przeczytamy coś niesamowitego, a zderzamy się finalnie ze ścianą rozczarowania. Martwy pisarz Sulari Gentill to idealny przykład takiej sytuacji.
Theodosia Benton porzuca studia prawnicze w Australii i przybywa do swojego brata, Gusa, do Ameryki z planem bycia pisarką. Rozpoczyna pracę nad swoją debiutancką powieścią, a wkrótce po tym poznaje Dana Murdocha – popularnego autora. Ich znajomość przeradza się w przyjaźń, aż nagle Dan zostaje brutalnie zamordowany, a jego manuskrypt przepada. Theo chce poznać prawdę na temat śmierci przyjaciela, ale nie przypuszcza, że zaangażowanie w śledztwo pociągnie za sobą kolejne zgony i życiu jej brata zacznie coś zagrażać.
Dawno nie czytałam powieści, która byłaby tak…nudna. Martwy pisarz nie jest pozbawiony akcji, ale emocji? Jak dla mnie styl tej historii jest najzwyczajniej w świecie suchy, pozbawiony głębi emocjonalnej, a bohaterowie nie są w pełni wymiarowi. Autorka nadała im charakterystyczne cechy, czy to związane z rodziną, karierą albo osobowością, ale chyba tylko po to, żeby Gus nie mylił się nikomu z Makiem. Theo jest dość przezroczystą postacią, ale Dan Murdoch – tytułowy martwy pisarz – przebija ją na głowę. Poza tym że jest popularnym pisarzem, ma dom z ogródkiem i wkrótce ginie, nie dowiadujemy się o nim nic ciekawego.
Oczekiwania miałam naprawdę spore, ponieważ kryminał w świecie pisarskim brzmiał świetnie. Niestety, autorka wybrała sobie jeszcze jeden motyw fabularny, który w moim przypadku był strzałem w kolano – teorie spiskowe. Nie cierpię teorii spiskowych, a kiedy zdałam sobie sprawę, że jest to poniekąd oś napędzająca fabułę, to już wiedziałam, że to nie jest powieść dla mnie.
Plusem było rozwiązanie całej fabuły, wyjaśnienie roli agencji literackiej, która chciała reprezentować Theo i zajmowała się Danem. To rzeczywiście było pomysłowe, ale za słabe, by uratować całą powieść. Wątek Maca również mi się podobał, ale no ile można czytać, że jego matka postrzeliła go w dzieciństwie. Chyba z dziesięć razy autorka nam o tym przypomina. A o jego zwariowanej rodzince chętnie szybko zapomnę.
Martwy pisarz dla mnie okazał się powieścią martwą pod kątem rozrywkowym. Naprawdę aż szkoda mi czasu, który nad nią spędziłam, ponieważ dało się ten pomysł naprawdę zrealizować ciekawiej, a przede wszystkim – żywiej. Tego tytułu nie mogę polecić, ale osobiście kusi mnie sprawdzić poprzednie dzieło autorki, Kobietę z biblioteki, żeby tak całkowicie nie skreślać jej jako pisarki.