Bardzo lubię serię książek Louisy May Alcott o Jo i jej życiu. Cieszę się, że wydawnictwo MG znów wraca do tych tytułów, ponieważ są niezwykłe i dotykają ważnych spraw. Dodatkowo zostały napisane pięknym językiem. Natomiast wydanie ilustrowane dodaje całości unikalności i sprawia, że chce się sięgać po książki autorki jeszcze częściej.
"Mali mężczyźni" to trzecia książka serii, którą zapoczątkowały "Małe Kobietki". Akcja rozgrywa się w domu w Plumfield, gdzie Jo wraz z mężem prowadzą szkołę. Zatem zmienia się klimat książek, wcześniejsze części są skupione wokół ogniska domowego, obecne są w nich niezliczone pokłady ciepła. "Mali mężczyźni" nie korzystają już z tej konwencji. Mam wrażenie, że to już nie jest książka dla dzieci i młodzieży. Myślę, że autorka poszła tropem, że skoro Jo dorasta, to jej czytelnik również. Ma to sens, dlatego nie razi mnie odejście od takich prostych przygód, a skupienie się na wychowaniu i jego metodach. Czytając książkę, zwłaszcza pokazującą wychowanie dzieci, musimy pamiętać o czasach, w których powstawała. Zatem można doszukać się pewnych informacji, które teraz już są nie do przyjęcia. Jednak jest to wciąż styl i wspaniały język Alcott, który broni się sam. Nie potrzebuje słów uznania, ponieważ autorka już nieraz pokazywała, że na nie zasługuje.
Książka pokazuje mądre sposoby wychowania, bądź bo bądź, niesfornych chłopców. Są one oparte na miłości, zaufaniu, ale także egzekwowaniu zasad i norm. Bardzo podobała mi się ta dojrzalsza forma Alcott. Uważam, że to zupełnie inny klimat niż u "Kobietek", ale ma swój urok.

