- Mamo, czemu płaczesz? – zapytała moja dziesięcioletnia córka.
- Bo czytam bardzo smutną książkę...
- A o czym jest ta książka?
- ...
Małe zbrodnie Magdaleny Majcher to opowieść o ogromnej samotności wśród ludzi, którzy powinni być nam najbliżsi i jeszcze większej miłości matki do dzieci, która w imię tej miłości zatraciła siebie.
Do prokuratury wpływa anonim, który rozpęta piekło na ziemi. Dla głównej bohaterki piekło nie jest niczym obcym, w końcu żyje w nim prawie od dwudziestu lat. Rodzina podejrzanej o zamordowanie nowonarodzonych dzieci kobiety nabiera wody w usta, podczas gdy media i społeczeństwo wydały już na nią wyrok.
Autorka należy do grona moich najukochańszych pisarek, bowiem bierze się za bary z naprawdę trudnymi tematami, wywołując mnóstwo emocji i skłaniając do wielu refleksji. To historia niejednoznaczna, trudna i bolesna. Napisana w jedynym i niepowtarzalnym stylu, jako powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, nie suchy reportaż. Nie ocenia, obiektywnie i rzetelnie przedstawia zastaną rzeczywistość. Porusza problem postrzegania winy i kary, bezmyślnego ferowania wyroków bez pochylenia się nad sprawą. A przecież od tego są tylko dwie instytucje Sąd i Bóg.
Brakuje mi słów, by opisać huragan uczuć, który wzbudziła we mnie ta lektura. Smutek, współczucie, przerażenie, gniew i sprzeciw, to tylko niektóre z nich... Z całego serca polecam.