Listy Noel rozpoczynają moją przygodę ze świątecznymi książkami. I przyznaję, że jest to świetny przykład na to, że książki świąteczne muszą co roku znaleźć się na mojej czytelniczej liście, bowiem wciąż odkrywam w nich magiczny sposób na pokazanie, czym w rzeczywistości są święta. Zanim opowiem coś więcej o tej pozycji, zdradzę, że znalazła ona w moim serduszku czytelniczym szczególne miejsce. To już czwarta pozycja autora z serii o Noel, dlatego obowiązkowo muszę odgrzebać poprzednie historie z nadzieją, że również mnie tak bardzo zauroczą. Przejdźmy do rzeczy…
Noel to kobieta pracująca w nowojorskim wydawnictwie, którą poznajemy w życiowym dołku. Jest po rozwodzie, koleżanka grzecznie wyprasza ją z mieszkania, a w pracy niby jest dobrze, ale coś wisi w powietrzu. Pewnego dnia otrzymuje list od ojca, o istnieniu którego próbuje zapomnieć. Jednak postanawia odpowiedzieć na niego i wyjechać do rodzinnego Utah. Na miejscu okazuje się, że ojciec kobiety nie żyje, ale pozostawił jej w spadku mnóstwo pieniędzy, dom i księgarnię, którą prowadził od lat. Dziewczyna szybko odkrywa, że jej ojciec był zupełnie inny, niż go zapamiętała. Otoczony był wianuszkiem przyjaciół, a ludzie wręcz go uwielbiali. To wszystko sprawia, że Noel czuje się w miasteczku jeszcze bardziej obca i niezrozumiana. Los odmienia się, kiedy odnawia znajomość ze swoim pierwszym chłopakiem, Dylanem. Wówczas również zaczyna dostawać tajemnicze listy, które zawierają piękne prawdy życiowe, a ich autor wydawałoby się, że zna świetnie Noel.
Listy Noel to piękna powieść przede wszystkim ze względu na przesłanie, jakie niesie. Nigdy nie jest za późno na przebaczenie innym i samemu sobie. Niby oczywiste, ale często zapomniane. Główna bohaterka książki też zapomniała o przebaczeniu. Dopiero konfrontacja z trudną przeszłością lub jej wyobrażeniem powoduje, że człowiek zaczyna dostrzegać rzeczy, które do tej pory znajdowały się za mgłą. I to jest cudowne. Nadzieja, że po każdej burzy wyjdzie słonko, wystarczy dać mu szansę. Noel szansę dała, ale także ją otrzymała. Nie brakowało w tym czasie trudnych decyzji i szukania własnego ja, jednak ostatecznie cel został osiągnięty. Zatem jak widać jest to świetna propozycja na przedświąteczny czas cudów.
W tym miejscu muszę również wspomnieć o drugim bohaterze, a mianowicie o książce. Tak, dobrze napisałam. Według mnie drugim równorzędnym bohaterem jest książka. Noel to wydawczyni, która ciągle czyta. Jej ojciec prowadził księgarnię. Ostatecznie oboje próbują swoich sił jako pisarze. Dodatkowo wiele uwagi poświęca się cytatom znakomitych dzieł, a nazwiska różnych pisarzy przeplatają się przez całą fabułę. To wszystko czyni książkę nie tylko pięknym tłem, ale przede wszystkim bohaterem, który kieruje losem Noel. I biorąc pod uwagę, że książki są odzwierciedleniem naszej duszy, to pomysł Evansa na zbudowanie fabuły jest niezwykle trafny. Przytoczone cytaty mogą służyć do kierowania się nimi w życiu.
Muszę przyznać, że początkowo nie zapałałam sympatią do bohaterki. Uznałam ją za pretensjonalną i niezdolną do przebaczenia. I faktycznie początkowo chowa urazę do ojca i kiedy wydaje się, że nic się nie zmieni, a Noel znów ucieknie przed szczęściem i przeznaczeniem, odkrywa sens TABULARASY. Daje sobie zatem białą, czystą kartkę. Sobie, ale także innym ludziom, zwłaszcza swojemu, zmarłemu już ojcu. I dopiero wtedy okazuje się, że nie zawsze to, co dostrzegamy jest czarno białe. Czasem trzeba wczuć się w drugiego człowieka i spróbować go zrozumieć, a dopiero później oceniać. Noel jest przykładem na to, że każdy zasługuje na drugą szansę. To od nas zależy, czy ją damy sobie i innym. A przebaczenie jest najlepszym lekarstwem na poprawę relacji, bo ludzie są nam potrzebni, zwłaszcza ci, którzy kochają nas bez powodów. A święta niech będą czasem zmiany siebie na lepsze. Czasem warto zacząć od nowa!
Nowa, świąteczna powieść Evansa jest pełna wzruszeń i emocji. To dojrzała historia o poszukiwaniu siebie, ale także o przebaczeniu i dawaniu drugiej szansy. Pamiętajmy, że w święta wszystko jest możliwe i że nie zawsze to, co nam się wydaje, faktycznie takie jest. Polecam z całego serca, ale uprzedzam, że chusteczki na otarcie łez będą niezbędne.