Sobotni dziennik donosił. Zmarł pisarz. Wielki pisarz. Przeżył nalot w Dreźnie - napisał o tym kultową książkę. A poniżej załączono fragment innej, tej o zamożnym wdowcu, który zwariował myśląc, że otaczają go ludzie-maszyny. Po otwarciu antywojennej książki trafiłem na historię przenoszącego się w czasie Billy’ego Pilgrima. Zielone istoty z planety Tralfamadoria, podobne do gumowych przetykaczy do sedesów uczą bohatera dystansu do śmierci. Sięgnąłem także po drugą, by znaleźć w niej takie oto wyznanie autora:
Zostałem tak zaprogramowany, by w wieku lat pięćdziesięciu zachowywać się dziecinnie: obrażać gwiaździsty sztandar, bazgrać flamastrem flagi hitlerowskie, dziury w zadku i różne inne rzeczy. Aby dać pojęcie o dojrzałości moich ilustracji do tej książki, oto rysunek dziury w zadku:
Mogę śmiało powiedzieć, że tym bezpretensjonalnym rysunkiem Kurt Vonnegut zdobył dla siebie honorowe miejsce na mojej półce.
Wydane obecnie w Polsce Listy to niezwykłe świadectwo dokumentujące siedem dekad życia amerykańskiego pisarza. Korespondencja z rodziną, wydawcami, przyjaciółmi i sympatykami to nie tylko nudne, suche fakty, wprost przeciwnie - fani Vonneguta znajdą w trakcie lektury wszystko, czego by spodziewali się po swoim mistrzu. Dystans, osobliwe poczucie humoru oraz niezwykła dawka ironii - ot Vonnegut w pełnej krasie.
Moje opowiadania może są szalone, ale nigdy nie przestawiłbym trzeciej wojny światowej jako czegoś niewiele groźniejszego i równie interesującego niż wycieczka samochodowa z Nowego Jorku do Los Angeles.
- Nie dotykaj budynków zniszczonych bombą atomową, Angel. Pobrudzisz sobie alabastrowe dłonie sadzą.
- Nie całuj mnie, ktoś idzie.
- Któż to się przedziera przez gruzy, jak nie Jakub Malik, (ambasador ZSRR) w workowatym garniturze niczym modny Latynos. Żuje gumę, bawi się jo-jo i kibicuje Dodgersom. Poczęstuj się maminą szarlotką, Kuba
Należał do pokolenia pisarzy, którzy debiutowali na łamach niezwykle popularnych ilustrowanych czasopism, jednocześnie zarabiając na chleb w rozmaity sposób:
Odkąd się ostatnio widzieliśmy byłem inżynierem w ASTP, żołnierzem piechoty, jeńcem wojennym w Niemczech, studentem antropologii w Chicago, a teraz człowiekiem od public relations ( Jak się miewasz, u diabła, stary skurczybyku? Papierosa? Martini?) – pisał w 1950 do przyjaciela Millera Harrisa łączącego pisanie opowiadań z produkcją koszul.
Prywatna korespondencja umożliwia czytelnikom zajrzenie za kulisy powstawania książek autora. Spędzanie długich i bezowocnych godzin przy maszynie do pisania, popadanie w coraz częstsze stany depresyjne, nagminne sięganie po alkohol to wydarzenia z życia Vonneguta, których nie wyczytamy z napisanych niby lekkim piórem powieści. Niespodziewana sława, jaką spadła na głowę Kurta za sprawą kultowej Rzeźni nr 5 mimo że ustabilizowała sytuację materialną jej twórcy, podniosła zarazem poprzeczkę oczekiwań. I choć ostrze krytyki nieraz bezceremonialnie rozprawiało się z autorem - rzesza jego fanów rosła z każdą dekadą.
Dwa miesiące przed śmiercią Kurt Vonnegut w odpowiedzi na zaproszenie odpisał:
W wieku 84 lat przypominam głównie legwana, nie cierpię podróżować i nie mam nic do powiedzenia. Równie dobrze, w moim zastępstwie mógłbym wysłać sztuczne ognie
Mijają lata, a fani amerykańskiego autora wyczekują cierpliwie kolejnych, pośmiertnych pozycji opatrzonych jego nazwiskiem, niezależnie czy są to niepublikowane wcześniej opowiadania, wygłaszane na rozmaitych spotkaniach, przemowy czy nieznane większości czytelnikom eseje. Opracowany przez Dannego Wakefielda tom - to lekkostrawna przystawka do wydanego również nakładem Albatrosa dania głównego - pierwszej obszernej biografii pisarza pt: Zdarza się. Tym razem sięgnę do absolutnie zakazanych w recenzenckim fachu wyznań Vonneguta. A zatem - wyznaję otwarcie, że autor jest mi tak bliski, iż komplementowałbym jego książkę, nawet gdyby była „obleśna”, ale nie dałbym słowa honoru.
Listy to pozycja absolutnie warta uwagi.
Słowo honoru.
Maciej Kuhnert