Było zapisane w gwiazdach, iż pewnego razu przyjdzie mi omawiać "Kubusia Fatalistę i jego Pana". Zaraz, czy sam, z własnej, nieprzymuszonej woli, nie poprosiłem o egzemplarz recenzencki? Czyli żadne to przeznaczenie i równie dobrze mogłem sobie darować obcowanie z dziełem Diderota, prawda? Ano niestety nie. Skoro bowiem ostatecznie przeczytałem "Kubusia...", znaczy to, iż tak się musiało stać, a moje widzimisię nie miało tu nic do rzeczy
No, w ten sposób w pięciu zdaniach przekazałem wam całą esencję fatalizmu, dlatego możecie sobie podarować zarówno lekturę tego tekstu, jak i samego "Kubusia Fatalisty i jego Pana".
Dziękuję za uwagę.
...
...
...
Dobra, a tak już całkowicie na poważnie:
Pisanie klasycznej recenzji książki, która znajduje się w kanonie lektur, doczekała się tysięcy opracowań i fachowych analiz, raczej mija się z celem. Zamiast tego wolę krótko wspomnieć o tym, co moim zdaniem może dać (lub nie) zwykłemu śmiertelnikowi przeczytanie tej powiastki filozoficznej.
Załóżmy, że boicie się zdrady ze strony swojej żony/męża. Co poradziłby wam w takiej sytuacji Kubuś? Nie przejmować się. Jeśli partner ma przyprawić wam rogi, nic na to nie poradzicie. Możecie płakać, krzyczeć i grozić, przeznaczenia i tak nie oszukacie. A skoro nie macie na coś wpływu, dlaczego mielibyście sobie tym zawracać głowę? Nawet gdy Kubusia goniła złakniona krwi ludzka dzicz, ten niespiesznie podążał dalej swoją drogą, uznając, iż jeśli tamci mają go dogonić i zlinczować, to widocznie tak musi być. I nawet jeśli smucić was może takie absolutne uzależnienie od czynników zewnętrznych, to pomyślcie, jaki równocześnie błogi spokój niesie ze sobą owa słodka niewola(o tym, że determinizm niekoniecznie musi unieważniać istnienie wolnej woli, można napisać tekst długości dwudziestu takich recenzji, jak ta, dlatego pominę tego typu rozważania). Zresztą, nawet jeśli nie wierzycie w żaden boski plan, to czy nie warto rozważyć przyjęcia choć części rad Kubusia? A i z samego obcowania z filozofią, nawet tą w wersji dla całkowitych żółtodziobów, zawsze płyną jakieś korzyści. Mądre głowy z uniwersytetu mogą z pogardą patrzeć na ludzi, którzy nigdy nawet nie spróbowali przeczytać Kanta lub św. Augustyna, jednak samym tylko zaklinaniem samej rzeczywistości nikt nie zmieni. Zresztą nawet gdyby "Kubusia..." pozbawić otoczki stricte filozoficznej, nadal pozostałaby z tego sympatyczna opowieść o Panu i jego słudze, pełna wesołych i zaskakujących historyjek w środku.
Jeśli zaś już na poważnie chcecie iść w te klimaty, wybierzcie stoicyzm. Wiecie, Marek Aureliusz i te sprawy. Wewnętrzny spokój osiągniecie ten sam, a przynajmniej nikt nie wywali was z roboty, ponieważ stoicy przy okazji postulowali jak najlepsze wykonywanie powierzonej sobie pracy.
Same plusy, prawda?
Michał Smyk