Nie będę ukrywać, że książki Sarah J. Maas zajmują specjalne miejsce w moim sercu. Pierwsze cztery tomy Szklanego Tronu pochłonęłam w parę tygodni, by następne miesiące czekać na zakończenie tej epickiej serii młodzieżowej fantastyki. To samo mogę powiedzieć o Dworach, które również uwielbiam. Kiedy Maas ogłosiła, że rozpoczęła pracę nad cyklem, skierowanym do dorosłego czytelnika, wiedziałam, że nie przejdę obok niego obojętnie. Pierwszy tom nowej serii – Księżycowe miasto pojawi się niedługo w księgarniach, ale już teraz musicie wiedzieć, że naprawdę warto poznać nową opowieść autorki.
Bryce Quinlan to pół człowiek, pół fae oraz mieszkanka Lunathionu, znanego również pod nazwą Księżycowego Miasta. Dziewczyna kocha swoje życie. Za dnia pracuje jako asystentka w galerii potężnej czarodziejki, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty; w nocy zaś wychodzi z niej natura szalonej imprezowiczki, która nie odmawia sobie alkoholu i odurzających substancji. Otoczona przyjaciółmi Bryce nie może doczekać się czekającej na nią nieśmiertelności, którą planuje spędzić przy boku swojej najlepszej przyjaciółki – wilkołaczki Daniki.
Wszystkie plany Bryce legną jednak w gruzach, gdy nieoczekiwane i brutalne morderstwo wstrząsa Lunathionem. Bryce z trudem doszła do siebie po tych tragicznych wydarzeniach. Kiedy sam Archanioł prosi ją o zajęcie się sprawą morderstw, dziewczyna widzi w tym szansę na wymierzenie sprawiedliwości. Jej partnerem zostaje Hunt Athalar, upadły anioł oraz niewolnik gubernatora, znany jako Cień Śmierci. Bryce i Hunt muszą połączyć siły, jeśli chcą, by prawdziwy morderca został znaleziony i otrzymał zasłużoną karę. Droga, którą będą wspólnie kroczyć, zaprowadzi ich do strzeżonych sekretów, mrocznych zakątków miasta, ale wyzwoli również trzymane pod kloszem uczucia i pragnienia, jakim ani Bryce, ani Hunt nie będą potrafili się oprzeć.
Dom Ziemi i Krwi w polskim tłumaczeniu został podzielony na dwie części. W mojej opinii wydawnictwo postąpiło słusznie, biorąc pod uwagę komfort czytania papierowego egzemplarza. Marcin Mortka po raz kolejny odpowiada za przekład na nasz rodzimy język i ponownie nie zawiódł mnie swoją pracą.
Świat, do którego zaprosiła nas tym razem autorka, przeszedł jednak moje wszelkie oczekiwania. Spodziewałam się po raz kolejny fantastycznej krainy, podobnej do tej z poprzednich serii, ale Lunathion to połączenie tradycji i nowoczesności. Z jednej strony świątynie poświęcone bogom, z drugiej sprzęt najnowszej technologii, wieżowce, nocne kluby, bary, restauracje. W pierwszej chwili czułam się dość dziwnie, czytając jak wilkołak opycha się pizzą, anioł rozmawia przez telefon, a zjawa ogląda na tablecie reality show. Myślałam, że na dłuższą metę to nie wypali. Okazało się, że gdyby autorka nie wprowadziła znanej nam z codziennego życia technologii, to Dom Ziemi i Krwi byłby absolutnie niekompletny, a zwłaszcza wydarzenia z końcówki książki. Byłam wręcz wdzięczna, że Maas postanowiła wpleść ten szczegół do świata rodem z baśni, tworząc coś niesamowicie nierzeczywistego, ale i oryginalnego jednocześnie.
Autorka postanowiła nie ograniczać się do postaci fantastycznych, które wprowadziła do swojego cyklu. Oprócz dobrze znanych nam fae i wiedźm czytamy o aniołach, zjawach, upiorach, wilkołakach, zmiennokształtnych, mer i wielu innych gatunkach stworzeń. Dzięki takiej różnorodności bohaterów możemy śledzić historię z odmiennych perspektyw. Inaczej na dany konflikt będzie patrzeć Bryce, która z racji swojego pochodzenia jest określana mieszańcem, inaczej Hunt, upadły anioł, a jeszcze inne zdanie będzie mieć Żmijowa Królowa, książę Ruhn czy Sabine, przywódczyni watahy. Każdej z istot przysługują prawa i reguły. Maas nie potraktowała po macoszemu żadnej z nich. Szczegółowo zadbała również o tło całego świata, nie tylko Lunathionu. Z rozmów i wspomnień bohaterów dowiadujemy się o Pierwszych Wojnach, Gwiezdnych Fae czy wojnie w Pangerze. Nie pozostawiła żadnej luki, którą czepialski czytelnik wytknąłby jej ze złośliwym uśmiechem. Jej nowy świat to misterny kobierzec barwnych postaci, oszałamiających miejsc i magii, która splata to wszystko w fantastyczny literacki twór, od którego nie można się oderwać.
Skoro już jestem przy bohaterach, to od razu przyznam, że pokochałam każdego z nich. To właśnie w kreacji postaci tkwi cały talent Maas. Potrafi stworzyć takich bohaterów, których losy śledzę z podekscytowaniem, wybucham śmiechem albo łzami, zagryzam z emocji wargi, zaciskam pięści, kiedy dzieje im się krzywda, a potem uśmiecham się tryumfalnie, gdy udaje im się wyplątać z tarapatów. Bryce nie przypomina poprzednich głównych bohaterek Maas. Jest przebojowa i energiczna. Wie, czego chce od życia, a za swoich przyjaciół i rodzinę oddałaby życie bez chwili wahania. Nienawidzi dominujących mężczyzn, o czym chętnie przypomina Huntowi. Sam Athalar często zachowuje się jak skończony buc, ale nie mogę mu mieć tego za złe, kiedy okazuje się kolejnym udanym męskim bohaterem, który wyszedł spod pióra autorki. Jego historia jest przesycona mrokiem i bólem, ale również miłością tak oddaną, że serce mi się krajało, gdy dowiadywałam się prawdy o nim. Jego relacja z Bryce jest wyjątkowa. Z partnerów, którzy lubią się nawzajem denerwować i sobie dogryzać, stali się przyjaciółmi, gotowymi stać ramię w ramię podczas walki, wspierać się w chwilach załamania i śmiać się, gdy dopisuje im humor. To, że ich relacja przerodzi się w bardziej romantyczną, było do przewidzenia od początku. Maas lubi swatać swoich bohaterów i nie mogę jej za to winić. Byłabym na nią zła, gdyby tego nie zrobiła również w Domu Ziemi i Krwi.
Przygody Bryce i Hunta to pierwszy plan wydarzeń, ale bohaterowie poboczni również zdobyli moją sympatię. Największą zgarnęła ekipa księcia Ruhna, czyli Flynn i Declan, którzy byli świetnie wykreowanym duetem przyjaciół. Danika to jedna z najwierniejszych postaci, jakie Maas kiedykolwiek opisała. Chimera Syrinx skradł moje serce, a zjawa Lehabah na długo pozostanie w mojej pamięci. Co się tyczy antagonistów tej historii to cóż… To, jak potoczył się ich wątek, pozostawiam wam do okrycia samemu, ale mogę zapewnić, że będziecie usatysfakcjonowani.
Będąc w trakcie czytania pierwszej części Domu…, z tyłu głowy czaiła mi się myśl, że to jest w porządku, podoba mi się, ale nie ma tego czegoś, za co tak bardzo kocham historie Maas. Wystarczyło po prostu być cierpliwym i poczekać do końca drugiej części, gdzie autorka rozpętała prawdziwy chaos i doprowadziła mnie do stanu, który nazywam emocjonalną rozpierduchą. Czytałam wiele fantastyki, lepszej i gorszej, ale tylko książki Sarah J. Maas potrafią wyczynić takie rzeczy z moimi uczuciami, jak właśnie miało to miejsce przy końcówce Domu Ziemi i Krwi. W pewnym momencie nie wiedziałam, czy wypada mi krzyczeć nad czytnikiem i głośno zwyzywać niektórych bohaterów, a innych wychwalić za ich odwagę i spryt. Po skończeniu całej książki uśmiech długo nie schodził mi z ust, a ja doznałam wrażenia, że właśnie przeczytałam kawał epickiej i wstrząsającej mną do głębi historii.
Kiedy autorka ogłosiła, że to dorośli czytelnicy będą docelowymi odbiorcami Domu Ziemi i Krwi, wiele osób obawiało się, że Maas zgotuje nam ociekającą seksem i erotyką powieść. W końcu to jest najczęstszy zarzut, jaki pada pod adresem pisarki, która lubi wzbogacać swoje historie bardzo obrazowymi scenami łóżkowymi. Ja sama nie należę do ścisłego grona fanów tego zabiegu i nie uważam, by Sarah była mistrzynią erotyki. Może trochę obawiałam się, że właśnie wokół tego będzie kręciło się całe życie bohaterów Domu Ziemi i Krwi, ale odczułam ogromną ulgę, gdy w czasie lektury zorientowałam się, że byłam w błędzie. Dorosłość Księżycowego Miasta wcale nie polega na tym, że co drugi rozdział mamy scenę seksu. To ilość wulgaryzmów oraz brutalnych, krwawych scen zadecydowała, by autorka sklasyfikowała swoją nową serię jako dojrzalszą. Owszem, erotyki też nie brakuje, ale poza aluzjami, brudnymi myślami bohaterów i jedną opisową sceną pieszczot nie ma tu nic takiego, żebyśmy mieli wybrzydzać i wyrzucać Maas, jaka to z niej niewyżyta autorka. Muszę jednak ostrzec, że język, jakim została napisana książka, jest ponadprzeciętnie wulgarny, dlatego miejcie to na uwadze, gdy po nią sięgnięcie.
Nie przechodźcie obok Domu Ziemi i Krwi obojętnie. Ta na pozór mało ambitna historia o zwykłej dziewczynie okazuje się przepiękną opowieścią o sile przyjaźni absolutnej, pokonującej wszelkiej sfery życia, przekraczającej granice światów. Sarah J. Maas udowadnia, że dzięki miłości wszystko jest możliwe. Nie zastanawiajcie się zatem dłużej i po prostu to przeczytajcie. Nie pożałujecie.