Piękne nastały czasy dla młodych buntowników. Każdy z nas może teraz dzień i noc walczyć o sprawiedliwość wypisując gniewne komentarze na forach internetowych. Starszemu pokoleniu nie ma co wypominać, że miało łatwiej. Siniaki po pałowaniu w końcu znikały, zęby można było wstawić sobie nowe, a do kicia czerwoni wsadzali na góra rok, dwa. Niby nic wielkiego, nie ma co porównywać tego z zaciętymi bojami w Internecie i strachem, że ślad po raz wyrażonej opinii zostanie w sieci na zawsze. Naprawdę, nie deprecjonujmy wysiłków dawnych bojowników, to nie ich wina, że urodzili się w zbyt spokojnych czasach.
John Steinbeck z oczywistych przyczyn nie miał nigdy styczności ani z komputerami, ani Internetem, dlatego o prawdziwej walce nie mógł mieć zbyt dużego pojęcia. Mimo to - udając, że zna się na rzeczy - część swojej literackiej twórczości poświęcił problematyce obywatelskiego buntu, niedoli uboższej części społeczeństwa, a także jego rewolucyjnym zapędom. Powieści "Księżyc zaszedł" i "W niepewnym boju" - wydane przez Prószyńskiego w jednym tomie - opowiadają właśnie o nieposłuszeństwie.
Pierwszy z wymienionych utworów liczy sobie zaledwie koło 150 stron i może uchodzić za powieść o zmarnowanym potencjale. W tej historii pewnego małego miasteczka, okupowanego przez żołnierzy wrogiej armii, jest przynajmniej kilka wątków, które aż się proszą o rozwinięcie. I nie chodzi wyłącznie o pochwałę reprezentowanej przez mieszkańców osady wolności i niezależności jednostki - tak , tak, lewak Steinbeck takie rzeczy wypisuje - ich niezgody na zniewolenie i triumf tyranii, lecz przede wszystkim świetny pomysł ukazania strachu, samotności i poczucia osaczenia, jakie w końcu stają się udziałem najeźdźców. Niestety, zanim czytelnik na dobre się rozochoci, następuje nagły koniec. Szkoda, oj szkoda. Nie ma jednak co narzekać, gdyż "Księżyc zaszedł" stanowi wyłącznie rozgrzewkę przed daniem głównym.
W tym momencie lekturę mogą przerwać wszyscy wyborcy Nowej Prawicy, Korwina i innych libertariańskich partii politycznych. Na pierwszy rzut oka "W niepewnym boju" znajduje się bowiem niemal wszystko to, czym neoliberałowie gardzą: strajk jako forma walki z nieuczciwymi prywaciarzami, solidarność między robotnikami, cwaniactwo właścicieli ziemski, skorumpowana policja i miejskie władze chroniące bogaczy, a także - o zgrozo - amerykańscy komuniści w roli protagonistów. Po co więc narażać delikatne serduszka na ryzyko zawału? Nie lepiej wrócić do czytania Rothbarda?
Zostali sami lewacy? No dobra, to do rzeczy: zrobię teraz coś, za co w normalnych okolicznościach dostałbym po głowie, a moja recenzja trafiłaby do kosza na śmieci. Na szczęście szefowa portalu kocha mnie miłością nieuświadomioną, acz silną, dlatego wybaczy mi i przymknie oko na kilka najbliższych zdań. Otóż zamiast wypisywać plusy i zalety powieści amerykańskiego noblisty, przekonując was przy tym do tego, dlaczego powinniście ją przeczytać , po prostu napiszę: zaufajcie mi i kupcie ją. Naprawdę. Jest na tyle angażująca i dająca solidny materiał do przemyśleń, że warto po nią sięgnąć. Nie chcę jednak wchodzić w szczegóły, albowiem poprzedzający "W niepewnym boju" wstęp autorstwa Warrena Frencha uświadomił mi, iż nie ma to najmniejszego sensu. Mam wam przepisać najważniejsze ustępy tego świetnego, 30-stronicowego tekstu, ujawniającego wiele z rzeczywistych intencji Steinbecka? Samemu dokonać interpretacji , siląc się na oryginalność? A może wystarczy samo stwierdzenie, iż w moim przekonaniu "W niepewnym boju" może uchodzić za wybitnego przedstawiciela powieści zaangażowanej - nawet jeśli sam Steinbeck zarzekał się, że tak nie należy traktować jego dzieła - i jeśli ktoś z was gustuje w tego typu książkach, to nie powinien mieć żadnych wątpliwości co do ewentualnego zakupu. Tyle. Nie zamierzam też w tym miejscu podejmować kwestii tego, czy autor promuje komunizm, czy też nie. Po co niby miałbym to robić? Sami sięgnijcie po tę powieść i wyróbcie własne zdanie na ten temat. Kto wie, czy wirus lewactwa nie zdążył już wyżreć mojego mózgu i w jego miejsce nie wstawił małej małpki katarynki, dlatego moja prywatna opinia nie powinna mieć żadnego znaczenia.
"W niepewnym boju" stawiam w czołówce dotychczas wydanych przez Prószyńskiego książek Johna Steinbecka. A przecież i z powieścią "Księżyc zaszedł", mimo wymienionych w recenzji zastrzeżeń, również warto się zapoznać. Zdecydowanie polecam i czekam na więcej. Wygląda na to, że twórczością pana Steinbecka nie jestem w stanie się znudzić.
Michał Smyk