Tarcza Szerni to kolejna część olbrzymiego i wciąż rosnącego cyklu. Setki zadrukowanych tekstem stron, do których właśnie dochodzi ponad 800 kolegów. Czy Szerń ma jeszcze jakieś tajemnice?
Coś niedobrego dzieje się z Szernią. I to tak serio niedobrego, na tyle, że raczej spokojni do tej pory Przyjęci postanawiają działać. Rozwiązanie jest pozornie proste, wystarczy zabić jedną osobę. Niestety problem tkwi w tym, że z tą konkretną, którą trzeba, mogą być nie lada trudności.
Jesteśmy już na tym etapie serii, że próbując wyjaśnić postępowanie jednego z bohaterów, potrzeba dobrych kilku minut, a i to przeskakując wiele wątków (wiem, próbowałem). Naczynia są tu już tak połączone, że zaczynając w jednym miejscu, musimy sięgnąć w inne, inaczej obraz będzie niepełny. To jest jednak w cyklach najlepsze i w Księdze Całości udaje się znakomicie. Jest to już rozbudowany świat, w którym wydarzyło się tak wiele, że bogactwo to procentuje z każdym kolejnym dodatkiem w postaci nowego tomu. A Tarcza Szerni nie patyczkuje się, wciąż budując, zaczyna też rozwalać!
Kres bierze się też za wyjaśnianie, coraz szybciej wykłada karty na stół. Natura świata wciąż jest mglista, utrzymywanie takiego stanu rzeczy, powolne odkrywanie tajemnic, to zadanie, które udaje się nielicznym, a Kres robi to po prostu dobrze. Kolejne klocki wpadają na miejsce, a towarzyszy temu spektakularne posuwanie akcji, która kilkukrotnie podkręcana jest wyjątkowo mocno.
Postaci w dużej mierze to znane twarze, często są stawiane przed problemami, które stanowią wyzwanie nie tylko fizyczne, jest to coś trudnego przede wszystkim dla ich poglądów. Bardzo podoba mi się nowe spojrzenie na naszą starą znajomą – piękną Ridi. Do tej pory można było uznawać ją po prostu za szaloną, jednak teraz jej postępowanie można pojmować w różny sposób, nie tak oczywisty. Raladan musi przyjąć odpowiedzialność nie tylko za swoją córkę, a Gotah zostaje zmuszony do działania, co samo w sobie nastręcza problemów i wątpliwości. Dużo postaci drugoplanowych dostaje więcej miejsca, szczególnie jeżeli chodzi o piratów, ale nie tylko. Sieć zależności między nimi pogłębia się i tak jak wcześniej wspominałem, nie da się myśleć o jednej osobie, nie zahaczając o wątek drugiej. Impulsywne decyzje, często podejmowane w emocjach są zaskakujące, ale spójne i łatwo argumentować takie czy inne zachowanie, jeżeli spojrzy się na sytuację całościowo, nawet jeżeli samo w sobie jest zaskakujące.
Warsztat Kresa pozostaje solidny. Moim zdaniem widać też progres, chociażby budowanie napięcia wychodzi tutaj znacznie bardziej efektownie, kumulowane zdarzenia wielokrotnie pędzą przed siebie na złamanie karku w coraz większej kuli. Oczywiście nic się nie zmienia w zakresie dygresyjności narracji, chociaż na tym etapie można raczej przyjąć, że czytelnik wie już na co się pisze i docenia ten styl. Wciąż jest brutalnie i bezwzględnie, zakończenie jest wstrząsające i może na długo pozostać w pamięci.
Jest to ostatni tom będący wznowieniem, oryginalnie wydanym niemal 20 lat temu. I nic dziwnego, że mimo upływu lat seria była często przywoływana jako sztandarowy przykład genialnego polskiego fantasy. Ostatnia powieść o Szererze była świetna, posiadała wszystko co powinna i więcej. Postaci są zróżnicowane i rozbudowane, historia spójna i równocześnie zaskakująca. Pomysły wciąż są unikalne, światotwórstwo to najwyższa półka. Dziś się nic w tej materii nie zmienia, dostajemy tom z jednej strony broniący się jako pozycja samodzielna, ale też budujący podwaliny do kolejnego, który w końcu nadchodzi.
Czy zamknięcie dorówna zbudowanej legendzie? Będzie ciężko, ale najpiękniejsze jest to, że przekonamy się już wkrótce!