W Porzuconym królestwie wracamy do Grombelardu, smaganej deszczem krainy, nad którą kiedyś walczyły niepojęte potęgi. Wracamy po to, by rozliczyć się z przeszłością oraz żeby naprawić to, co wcześniej zostało popsute. A jako czytelnik to wiadomo: aby poznać dalsze losy naszych znajomych i całego Szereru.
Glorm, samozwańczy Król Gór, postanawia powrócić do Glomberaldu. Chce zebrać swoją dawną ekipę i odzyskać to, co kiedyś odrzucił. Problem jest taki, że jego dawni towarzysze mają inne sprawy na głowie, a Ciężkie Góry są jeszcze bardziej parszywym miejscem niż kiedyś.
Kres już całymi garściami czerpie z poprzednich części serii. Historia Glorma przeplata się tutaj z działaniami naszych pirackich znajomych: Raladana i Ridarety. Na dalszy plan schodzi Dartan z nową królową oraz wydarzenia w całym Wiecznym Cesarstwie, chociaż gdzieś tam w tle świat się nie zatrzymuje, a miejsce akcji nie znajduje się w próżni. Szerer już jest nam jednak tak znany, że cały ten rozgardiasz jest niezwykle naturalny, a coraz większa liczba połączeń między wydarzeniami niezwykle przyjemna do odkrywania.
Przygoda Glorma to w dużej mierze historia godzenia się z przeszłością, to rozliczenie, smutne echo przeszłych decyzji tego największego z bandyckich hersztów. Dzieje się tutaj bardzo dużo, ale sam klimat książki to mocno melancholijna opowieść o różnych sposobach percepcji mijającego życia. Większość bohaterów jest starsza, po wielu latach są po prostu inni niż kiedyś. Glorm wracając, chce powrotu do swojego starego siebie, podczas gdy reszta poszła dalej, czasem bardziej, czasem mniej pozornie. Arma posiada olbrzymią władzę, chociaż wciąż na własne życzenie pozostaje pod wpływem innych, Tamenath zaś próbuje coś zmienić, nie za bardzo potrafiąc jednak podejmować zdecydowane akcje. I tylko Raladan wraz z Ridaretą pozostają tą drobiną szaleństwa, która tli się gdzieś na peryferiach całej tej historii.
Tempo, przy tak dużej ilości wydarzeń, pozostaje spójne z treścią. Dialogów jest stosunkowo niewiele, opisy często wędrują poprzez wewnętrzne przemyślenia bohaterów, których zrozumiemy naprawdę dobrze. Klimat niektórych scen urywa głowę, opisy zrujnowanego Glombelardu są mocno plastyczne, bardzo dobrze się je czyta, obrazy bez problemu stają przed oczami. Zwroty akcji w pierwszej części książki podawane są nam wprost, niejako na opak. Zamiast zaskoczenia dostajemy wyjaśnienie, perspektywę tej drugiej strony. Druga część natomiast to już jazda bez trzymanki. Akcja przyspiesza, wydarzenia są zaskakujące, a samo zakończenie jest świetne i idealnie wpisujące się w atmosferę tak samej powieści, jak i całej deszczowej krainy.
Ciężko nie pochwalić tego tomu. Porzucone królestwo robi wszystko dobrze. Bohaterowie są rozbudowani, ich motywy jasne i przejrzyste, są przede wszystkim ciekawi i da się ich lubić, nawet jeśli nie zawsze można się z nimi zgadzać. Glombelard jest niemal postapokaliptyczny, Szerer wciąż jest tajemnicą, coraz bardziej złożoną, ale też coraz bardziej klarowną. Najważniejsze zaś, że był tu pomysł, prowadzony konsekwentnie. Pomysł na powrót i rozliczenie, wdrażany we właściwym tempie i tonie. Jeżeli zakończenie serii będzie chociaż w połowie tak dobre, jak zakończenie tego tomu, to raczej nie będzie czego zbierać. Tak właśnie powinno się to robić.