Wstęgi Aleru to czwarty tom Księgi Całości, ale pierwszy, z którym najlepiej zapoznać się bezpośrednio po tomie poprzednim. Powracają znane postaci, z jakiegoś powodu wciąż tkwiące w Ciężkich Górach, gdzie ciągły deszcz zmywa wszystko poza prawdziwymi legendami.
Fabularnie wciąż podróżujemy wraz z Łowczynią, tym razem jednak przygody te niosą ze sobą znacznie większe konsekwencje, niż wcześniej. Ktoś próbuje mieszać w równowadze między olbrzymimi siłami trwającymi nad Grombelardem, a nasza protagonistka nieświadomie staje się kimś, kto ma w tym swój udział.
Fabuła w tym tomie to w dużej mierze igranie z siłami panującymi nad światem, coś, co kiełkowało już w Sercu Gór, teraz jednak wybija się na pierwszy plan. Oczywiście nie jest pozbawione swojego własnego oblicza, Kres ma bowiem tendencję do omijania w kluczowych punktach swych książek tego, co oczywiste, na rzecz tego, co niestandardowe. W ten sposób poznajemy chociażby skutki zemsty, jaką poprzysięgła na sępach Łowczyni. Całość znowu stanowią opowiadania, które układają się w ciągłą historię, tym razem jednak szczególnie widać, że opowieść jest nieco pocięta, a niektóre wydarzenia są skryte przed naszymi oczami. Jest to coś, co może wywołać chwilowe zwątpienie, czy czegoś nie pominęliśmy, aczkolwiek ma to sens i sytuacja rozjaśni się, jeśli tylko damy jej na to czas.
Bohaterowie z poprzedniej części powracają, sporo postaci dostaje więcej miejsca. Bardziej poznajemy 'kota w ciele kobiety', czyli Kagę, która stara się zająć miejsce Króla Gór, wykazując się przy tym okrucieństwem. Jednocześnie cierpi, nie mogąc być kimś, za kogo się uważa. Będziemy też towarzyszyć prawomocnym władcom Grombelardu, Ramezowi i Werenie. Poznamy też nieco bliżej sławnych kocich gwardzistów. Sama Łowczyni dalej będzie odgrywać rolę iście superbohaterską, ale pojawią się wyraźne skazy i wyzwania, którym będzie musiała stawić czoła.
Kres nie stroni od przemocy, wszystkie tomy serii potrafią być dość brutalne, także tutaj trup ściele się gęsto, a okrucieństwo to nie tylko tortury. Góry są bezwzględne, tak, jak zamieszkujący je ludzie, koty czy sępy. W momencie, gdy w grę zaczynają wchodzić sprawy Szerni i Aleru, maleńkie istoty przestają mieć znaczenie. Cały pomysł na głównego antagonistę jest zaskakujący, a jego motywacji nie można odmówić pewnego sensu. Autor, mimo że zbliża czytelnika do warstwy fantastycznej, coraz bardziej zagłębiając się w szczegóły, to wciąż pozostawia nimb tajemniczości, dysponując sekretami, które czekają nadal na odkrycie. Jedynym minusem może tu być sposób podawania tych informacji – często są to monologi prowadzone przez Przyjętych. Mimo że jest to bardzo naturalne, jako że Przyjęty to mędrzec zgłębiający te sprawy, chciałoby się odkryć niektóre z tych elementów bardziej aktywnie.
Wstęgi Aleru to znakomite dopełnienie grombelardzkiej dylogii, która radzi sobie nie tylko na tle poprzednich tomów, ale jest bezproblemowa, jeżeli chodzi o lekturę, bazującą tylko na tych dwóch częściach. Historia jest zaskakująca, pomysły są świeże i interesujące, a bohaterowie posiadają głębię. Cieszy fakt, że udało się intrygę zazębić i znakomita większość wątków splata się w dobry, przewrotny finał. Jeżeli ktoś chciałby sprawdzić Księgę Całości, a nie boi się tej surowej krainy, to świetny sposób na start. Reszta już zapewne teraz czeka na kontynuację tej imponującej sagi.