Ksiądz Paradoks, Magdalena Grzebałkowska, Wyd. Znak, Kraków 2011
Czy można jednocześnie być skromnym i próżnym? Uprzejmym i kąśliwym? Ironicznym i z poczuciem humoru? … Można! Dowodzi tego najnowsza biografia ks. Jana Twardowskiego , której wymowny tytuł (Ksiądz Paradoks) tylko to potwierdza. Nawet jeżeli nigdy nie oczarowała Was poezja księdza który pisał wiersze i tak znajdziecie w tej książce wiele wartościowych myśli. O tym jak żyć w zgodzie z samym sobą, jak szanować siebie i innych czy choćby jak w własnej pasji uczynić sposób na życie. Pozornie proste, jednak doświadczenie uczy, że nie każdemu z nas uda się te podstawowe zasady wcielić w życie. Dlatego warto poczytać o kimś, komu się udało. Jeśli natomiast na waszych półkach stoją już Znaki ufności, Łaską zdumiony czy Niecodziennik – tym bardziej biografia autora zasługuje na miano lektury obowiązkowej.
Samej Magdalenie Grzebałkowskiej należy się nie lada uznanie za to, że mimo utrudnionego dostępu do faktów o księdzu Twardowskim zdołała uzyskane informacje skompilować w całkiem zgrabną i spójną całość. Ks, Twardowski był człowiekiem przekornym. Nigdy tak naprawdę nie dał poznać się z bliska. Chronił przed światem wiedzę o swoim życiu, zatajał jego szczegóły, innym razem przemilczał pomyłki na swój temat. Celowo. W ten sposób postronni znali go z wielu książek, listów czy artykułów jakich lawina w momencie jego największej popularności zasypała rynek literacki, lecz była to tylko znajomość pozorna. Spadkobierczyni po poecie nie ułatwiła jej zadania, sama bowiem od jakiegoś czasu (rzekomo) nosi się z zamiarem napisania podobnej książki. Autorka musiała się więc opierać na rzeczach już napisanych (fragmenty wierszy, książek, artykułów, akt archiwalnych z okresu jego młodości, studiów i późniejszej posługi kapłańskiej) oraz opowieściach bliskich mu osób, do których dotarcie, a przede wszystkim wydobycie mniej lub bardziej istotnych wspomnień wymagało niekiedy nieskończonych pokładów cierpliwości. Nie wiem czy sama zdobyłabym się na podobny upór i determinację w dążeniu do celu. Podziwiam.
Ksiądz Twardowski idealizował swą matkę, za młodu kochał się w Wandzie Zieleńczykównie, zbierał figurki aniołów, wysyłał przedwojenne karty pocztowe, lubił kotlety schabowe i wakacje na wsi, nosił specjalne buty po tym jak w czasie wojny został ranny w nogę, od pewnego momentu nosił też perukę. Jan Twardowski zawsze uważał się za nieładnego człowieka, ale słynął od dziecka z gęstej czupryny. Teraz łysiał. To mogło być nie do zniesienia dla kogoś, kto codziennie staje przed ludźmi, jak aktor na scenie, kto w młodości, jeszcze z wszystkimi włosami, mdlał podczas mszy na myśl, że ktoś na niego patrzy. Udawał przed ludźmi, że to jego prawdziwe włosy. Swoje prawdziwe, siwiejące, wystające spod peruczki, kazał farbować znajomej fryzjerce. Z czasem miał kilka tupecików w różnych kolorach – od rudego po czerń. Fryzjerka miała w zanadrzu kilka tubek farb. […] Mógł zapiąć krzywo sutannę, włożyć płaszcz na lewą stronę albo dwa różne buty, ale nigdy nie założył odwrotnie tupecika. Raz widziano, jak wyszedł z domu bez peruki, przed wejściem do kościoła złapał się za głowę i biegiem wrócił po włosy.
Z książki wyłania się postać człowieka złożonego, szalenie ciekawego przez swą niedoskonałość. W potocznym rozumieniu księża kojarzą nam się wyłącznie z wiarą w Boga, obrzędowością i poprawnością moralną. Tu nagle stykamy się z księdzem który ten stereotyp przekroczył. Bardzo ludzki w swoich słabościach, po raz pierwszy naprawdę zachęcał do bliższego przyjrzenia się problematyce wiary, stworzenia czy duchowości w ogóle. Myślę, że niezależnie od wyznania lub jego braku czytelnik odnajdzie w nim kogoś, kto wyda mu się bliski i wart wspomnienia. Kogoś, z kim warto byłoby porozmawiać gdyby dawniej nadarzyła się ku temu okazja. W końcu gdyby nie ten magnetyzm, dziś nie czytalibyśmy jego biografii. Najzwyczajniej w świecie nie byłoby warto.
Na słomce
Przygasnę na ołtarzu iskierka po iskierce
zostaną tylko buty jak przydeptane serce
Lampka wieczna jak lizak czerwony –
Lub policzek żołnierza, który gra na trąbce
Msza się dzieje. Matka Boska mnie trzyma
Jak niezdarną bańkę na słomce.
Ks. Jan Twardowski
Anna Solak