Polska nie chce przyjmować uchodźców, w Europie w siłę rosną partie antyimigranckie, a w Stanach Zjednoczonych wciąż aktualnym jest pomysł budowy wielkiego muru na granicy z Meksykiem. Tymczasem literatura proimigrancka kwitnie; każdego miesiąca na półkach księgarni ląduje dziesiątki nowych książek pisanych z perspektywy emigrantów, opisujących codzienną walkę ze stereotypami. Czy Kruczogranatowe można zaliczyć do tej samej kategorii? I tak i nie. Tak się bowiem składa, że brazylijska pisarka Adriana Lisboa potrafiła do coraz bardziej zgranego tematu podejść z zupełnie innej strony.
Evangelina – dla przyjaciół Vanja – po śmierci matki przeprowadza się z São Paulo do Denver. Dziewczynka ma 13 lat, oryginalne spojrzenie na świat i jasno określony cel: odnaleźć swojego biologicznego ojca. Mieszkając u Fernanda, byłego męża mamy, Vanja poznaje nie tylko północnoamerykańską rzeczywistość, ale i prawdziwą historię Brazylii, swojej drugiej ojczyzny.
Wbrew temu, co sugeruje polski opis książki, nie jest to powieść drogi. Prawdą natomiast jest twierdzenie, iż w Kruczogranatowym kluczowym jest wątek poszukiwania własnej tożsamości. Lisboa zaludnia karty swojego dzieła niemal wyłącznie imigrantami lub ich potomkami z pierwszego pokolenia. Pisarka nie opowiada o tym, jak pięknie możemy się różnić czy jak bardzo wielokulturowość ubogaca. Vanja do wszystkiego podchodzi bardzo praktycznie, nie przejmując się ani pochodzeniem czy kolorem skóry. Co z tego, że Fernando nie jest jej prawdziwym ojcem? Czy to umniejsza jego roli? Albo czy dziewczynka powinna zapomnieć o ciepłych piaskach Copacabany i na siłę wpasować w amerykańskie społeczeństwo? Tymczasem Evangelina chce być po prostu szczęśliwa i nie rozumie, dlaczego pochodzenie miałoby jej to uniemożliwić. Nawet poszukiwania biologicznego ojca nie są dla niej tym, czym bywają dla innych ludzi. Poprzez zachowanie wymyślonych przez siebie postaci Lisboa zdaje się mówić: pamiętaj o swoich korzeniach, ale nie pozwól, by stały się dla Ciebie obciążeniem.
Zamiast tego żyj i pozwól żyć innym.
Nie wszystko jednak w Kruczogranatowym zagrało tak, jak powinno. Po pierwsze, pisarce zdarza się tracić panowanie nad słowami, przez co niektóre zdania stają się dość karkołomne. Pozostaje oczywiście pytanie, na ile to wina autorki, a na ile tłumacza. Po drugie: ta książka jest po prostu za krótka. Wiele wątków zostało potraktowanych po macoszemu. Przykładowo losy Fernanda, komunistycznego partyzanta walczącego w dżungli amazońskiej z wojskowym reżimem, aż proszą się o rozwinięcie i poświęcenie im znacznie większej ilości stron. Jest to o tyle ważne, iż wielu polskich czytelników sięga po książki egzotycznych autorów, żeby zapoznać się ze specyfiką kraju, z którego się wywodzą. Jeśli tego właśnie będziecie szukać w tej powieści, to możecie się rozczarować.
Mimo tych zastrzeżeń Kruczogranatowe to wciąż ciekawa, godna polecenia książka. Adriana Lisboa opowiada o ważnych sprawach w zaskakujący sposób, pokazując jednocześnie, jak być po prostu dobrym człowiekiem. A coś takiego zawsze jest w cenie.