Rok 2012: dwudziestosześcioletnia wówczas Sarah wydaje swoją pierwszą, pełnowymiarową książkę Throne of Glass, która szturmem podbija zagraniczny rynek. Już rok później polscy czytelnicy mogli poznać Celaene Sardothien, główną bohaterką serii. Niedługo zabójczyni będzie jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci z gatunku fantastyki młodzieżowej.
"Dawno, dawno temu w pewnej krainie już dawno zrównanej z ziemią żyła sobie księżniczka, która bardzo kochała swe królestwo..."
Akcja ostatniej części tak naprawdę zaczyna się zaraz po Imperium Burz i równoległej Wieży Świtu. Aelin zostaje zamknięta w trumnie i torturowana, a reszta bohaterów pragnie uwolnić swoja królową. Tym samym w Królestwie Popiołów dochodzi do ostatecznej bitwy, której stawką będzie przyszłość Terrasenu.
Zacznijmy może od tego, czym książki Sarah J. Mass mogą się pochwalić najbardziej, czyli od bohaterów. Ten tom nie rozwijał charakterów postaci tak, jak robiły to poprzednie części. Bardziej skupiał się na zdobytych już cechach, pragnąc przy tym ukazać jak bardzo wszyscy się zmienili. Podbijał to, jak patrzą na świat, w jaki sposób radzą sobie z wydarzeniami związanymi m.in. Maeve. Nie mogę odmówić autorce tego, że w ich budowaniu była niezwykle konsekwentna. Mimo to przy tych kreacjach zdarzały się drobne potknięcia. Mówię tutaj o relacji Elide i Lorcana oraz Lysandry i Aediona. Rozwijały się niezwykle podobnym torem, przez co często nawiedzała mnie myśl, że jedną z par można po prostu rozdzielić i pozostawić singlami, bo sami dają sobie radę o wiele lepiej. Nie zrozumcie mnie źle. Kochałam te pary, jednak kiedy po raz kolejny czytałam bliźniaczą scenę, miałam po prostu dość. Nie tyczy się to na szczęście miłosnych zawirowań innych postaci. Jakie to były emocje! Kartki przewracałam w mgnieniu oka, aby móc wiedzieć, jak potoczą się ich dalsze losy.
Serię zaczęłam czytać jeszcze przed wydaniem Dziedzictwa Ognia. Cieszę się, że nie ominęło mnie wyczekiwanie na kolejne tomy i ekscytacja towarzysząca pierwszym rozdziałom. Królestwo Popiołów, mimo że z pozoru wydaje się kolejnym przynoszącym pozytywne emocje, kompletnie zmienia moje całe postrzeganie historii Aelin. Pierwszy raz, od kiedy w moje ręce wpadł Szklany Tron, czuję, że autorka stała się dorosłą kobietą. Widać to nie tylko w warsztacie ulepszonym do maksimum jej możliwości, ale także w sposobie poprowadzenia całej akcji. Dobrze wiemy, jaką Sarah J. Maas ustawiła sobie poprzeczkę po epickim zakończeniu swojej drugiej serii Dwór Skrzydeł i Zguby. Tutaj musiała stworzyć coś jeszcze lepszego. Miało być o wiele bardziej dramatycznie, biorąc pod uwagę, gdzie przebywała nasza główna bohaterka oraz krwawo, zważywszy na to, że nieubłaganie zbliżała się wojna. Od zakończenia oczekiwałam wiele.
Królestwo Popiołów jest zwieńczeniem siedmioletniej pracy Maas, miłości czytelników, oraz tego, jak główna bohaterka z zabójczyni przemienia się w królową, która w ostatecznej bitwie ukazuje cała paletę umiejętności zdobywanych przez lata. Chyba do tej pory, mimo że historię skończyłam kilka dni temu, nie jestem w stanie uwierzyć, że to koniec tej przygody.