Spodziewaliście się po Krainie Lovecrafta Wielkich Przedwiecznych i literackiego hołdu złożonego Samotnikowi z Providence? W takim razie trafiliście pod zły adres. Zamiast tego książka Matta Ruffa idealnie wpisuje się w dyskusję o nierównościach rasowych w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.
USA, lata 50. XX wieku. Czarnoskóry Atticus Turner dostaje list od swojego ojca, w którym ten namawia syna do szybkiego powrotu do domu. Gdy chłopak dociera do rodzinnego Chicago, okazuje się, że tata zaginął. Podobno tydzień wcześniej wsiadł do auta z jakimś bogatym białym i tyle go widziano. Kierując się wskazówkami z listu, Atticus postanawia odnaleźć Montrose’a Turnera. Do młodego mężczyzny dołącza jego wuj George i przyjaciółka Letycja. We trójkę ruszają w podróż przez rasistowskie Stany Zjednoczone.
Kraina Lovecrafta to zbiór silnie powiązanych ze sobą opowiadań, w których główne role odgrywają Atticus Turner i jego bliscy. W każdej historii stery przejmuje inna postać, przeżywająca swoją własną niesamowitą przygodę. W tle cały czas pojawia się tajemniczy okultystyczny zakon i jeden z jego członków – Caleb Braithwhite. To w dużej mierze przez jego knowania rodzina Turnerów musi mierzyć się z siłami zła. Morał jest jasny: biali spiskują, a czarnoskórzy cierpią.
Tak się bowiem składa, że nazwisko Samotnika z Providence nie zostało umieszczone w tytule książki przez przypadek – i nie chodzi wyłącznie o literackie osiągnięcia, ale przede wszystkim rasistowskie poglądy słynnego pisarza. Z jednej strony Kraina Lovecrafta nawiązuje do dawnych opowieści niesamowitych, z drugiej pośrednio wykpiwa rasizm wielu ich twórców. Dzieło Ruffa to w pierwszej w kolejności rozprawa z rasowymi uprzedzeniami ówczesnych białych Amerykanów.
Co ważne, temat rasizmu nie został wepchnięty przez Ruffa na siłę, ale stanowi rdzeń każdej opowieści. Atticus i inni nie znaleźliby się w złym położeniu, gdyby nie ich kolor skóry. Dla Afroamerykanów Stany Zjednoczone w latach 50. były właśnie taką krainą Lovecrafta: w każdym zakątku czaiło się niebezpieczeństwo, a biały Amerykanin był równie groźny co mityczny shoggoth. Wystarczy wspomnieć, że w jednym z opowiadań bohaterce łatwiej zyskać szacunek nawiedzającego posiadłość ducha, niż żywego, białego człowieka.
Niestety Ruff chyba aż za bardzo skupił się na tym jednym temacie, przez co wątki fantastyczne w Krainie Lovecrafta mocno kuleją. Wiele opowiadań kończy się, zanim w ogóle zdążą się rozkręcić. Idealnym przykładem jest Jekyll w Hyde Parku – historia bazująca na prostym, ale rewelacyjnym pomyśle, która zdecydowanie za wcześnie ustępuje miejsca następnemu tekstowi. W zbiorze znalazły się też dość słabe opowiadania, jak Księga Abdullaha – opowieść o niespłaconym długu za niewolniczą pracę zostaje przykryta nudnawą relacją z próby odzyskaniu magicznej księgi.
Kraina Lovecrafta to próba opowiedzenia o rasizmie w inny, nietuzinkowy sposób. Matt Ruff miał na tę książkę ciekawy pomysł, którego konsekwentnie się trzymał. Nie wszystkie opowiadania trzymają poziom, ale całość skłania do myślenia i zapada w pamięć.