Jesienią czytelnicy dzielą się na dwie grupy. Jedni chcą umilić sobie czas przyjemną, otulającą jak koc historią, najlepiej komedią albo historią obyczajową. Inni zaś sięgają po powieści z dreszczykiem, psychologiczne thrillery lub kryminały. Kozioł ofiarny Daphne du Mauirer łączy w sobie cechy zarówno pierwszej, jak i drugiej grupy.
Pewnego wieczoru ścieżki Johna, angielskiego wykładowcy, oraz Jeana, francuskiego hrabiego, krzyżują się ze sobą. Spotkanie obcych sobie mężczyzn w dworcowym barze nie powinno być niczym wyjątkowym, a jednak. Obaj bowiem wyglądają jak bracia bliźniacy, choć nie łączą ich więzy krwi. Kiedy jeden z sobowtórów wykorzystuje nietypową sytuację na swoją korzyść, żaden z nich nie spodziewa się, do czego doprowadzi zamiana ról. John jako kozioł ofiarny musi wcielić się w hrabiego de Gué i zająć sprawami, jakie Jean zostawił na jego głowie.
Jest to moje drugie spotkanie z tą autorką i tym razem zalicza się ono do udanych. Oberża na pustkowiu wynudziła mnie straszliwie i nie powiem, o czym ona w ogóle była, poza tym że dotyczyła oberży na pustkowiu. W Koźle ofiarnym natomiast przepadłam od pierwszych rozdziałów. W tej historii widzę prawdziwy potencjał oraz kunszt pióra pisarki, a także bystry umysł oraz talent do uwikłania swoich bohaterów w tarapaty.
Śledzenie losów Johna, który na każdym kroku musi pilnować się, by oszustwo nie wyszło na jaw, było świetną rozrywką, wciągającą i zabawną. Jego błędy, ryzykowanie, odkręcanie nieprzemyślanych słów oraz gestów, stanowiło świetną część humorystyczną. Jednocześnie powieść ta nie stanowi zlepków niemądrych działań bohatera i niepowodzeń. John jako hrabia poznaje siebie na nowo: swoje wnętrze, emocje, mierzy się z tym, co w poprzednim życiu by go przerosło. Bardzo polubiłam tego bohatera, podobnie jak jego „rodzinę”.
Jedyny minus Kozła ofiarnego to zakończenie. Trochę mnie rozczarowało, jeśli chodzi o wątek postaci Johna.
Kozioł ofiarny to moim zdaniem idealna książka na tę porę roku. Miejscami napięta, ale też zabawna, wciągająca oraz niebanalna.