Propozycja recenzji paragrafowej gry książkowej Koszmar Alicji w Krainie Czarów to była dla mnie zupełna nowość. Jednak warto było spróbować. Fabuła książki Jonathana Greena jest znana już wszystkim i kultowa, ale czy na pewno jej zakończenie jest oczywiste? Zastanawialiście się kiedyś, jak mogłyby wyglądać losy tytułowej bohaterki, gdybyście to wy decydowali o jej posunięciach? To trochę tak, jakby autor pozwolił napisać nam nową historię jego bohaterów, albo reżyser nowy scenariusz do filmu. Czy to nie jest ekscytujące?
Mimo że spróbowałam poprowadzić przygody Alicji już sześciokrotnie, to dalej wracam do nich wieczorami. To doskonała rozrywka dla tych, którzy zupełnie nie mają czasu na relaks z tradycyjną grą planszową, a wieczorami padają do łóżka wykończeni trudami dnia, bo można grać w nią leżąc. Jednak uwaga! Tworzenie tych historii wciąga! Dodam, że jeszcze ani razu nie wygrałam, co uważam akurat za plus takiej aktywności, bo zabawa nie nudzi czytelnika, a uparciuchów ciągnie do niej, by w końcu jednak wygrać. To nie jest łatwe, bo każdy paragraf daje nam minimum dwie opcje wyboru ruchów Alicji. Można zadecydować, czy powinna zaprzyjaźnić się z szalonym Kapelusznikiem, lub czy w ogóle powinna napić się eliksiru z małej buteleczki z napisem „Wypij mnie”. To od czytelnika zależy, czy powieli już znaną sobie historię, czy zbuduje całkiem nową, własną. Jest tak wiele możliwości, że nawet ciężko powtórzyć tę samą po raz drugi. Sądzę, że graniczy to nawet z cudem. Za każdym razem zaczynając od nowa, próbowałam zupełnie inaczej pokierować bohaterką, aby udało jej się wygrać. Może powinnam powiedzieć – nam udało się wygrać, bo przecież wcielamy się w nią i gramy tak, jakbyśmy przeżywali tę przygodę osobiście. To wspaniała forma ćwiczenia wyobraźni, ale i strategii.
Dziewczyna napotyka na swojej drodze różnych przeciwników i wyposażona w punkty, które określają „siłę” jej cech charakteru musi tak z nich skorzystać, aby wygrać bitwę lub umiejętnie wywinąć się z sytuacji. Tutaj już nie zawsze jesteśmy zdani tylko na nasze wybory, bo do gry wkraczają karty lub kości. To losowe rzuty kostką lub wartości kart zadecydują, czy Alicja straci punkty wytrzymałości i przetrwa lub zginie. Przebieg każdego spotkania z wrogim bohaterem zapisujemy na specjalnych kartach Tabel Koszmarnych Spotkań, w które zaopatrzona jest książka. Spotkania rozgrywają się przy pomocy szczęścia w grach losowych, ale nie jesteśmy bez wpływu na jego przebieg. W tej książce nie ma sytuacji, kiedy nie możemy o czymś zdecydować. Od początku tworzymy wszystko samodzielnie. Nawet bohaterka ma mocne i słabe strony, określone przez nas na początku książki, mimo że pozornie jest doskonale wszystkim znaną Alicją w Krainie Czarów. Chociaż samo wygrywanie nie jest zupełnie potrzebne w tej grze, bo samo kreowanie historii jest najlepszą częścią tej rozrywki.
Ja jestem zachwycona taką formą tej kapitalnej powieści.
Wydawnictwo Muduko zadbało, aby czytelnik poczuł się doceniony i zaopiekowany. Do książki dołączone są pięknie zdobione karty, które jak wiemy są nieodzowną częścią historii o Alicji, ołówek, bez którego nie moglibyśmy stoczyć żadnej książkowej bitwy, zakładka i plakat. Karty są kapitalne. Piękne i przypominają te z filmu. Poświeciłam najpierw sporo czasu na dokładne ich przejrzenie, bo warto w nich dojrzeć każdy szczegóły. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie spocznie na tej jednej grze.
A ty? Spróbujesz wskoczyć do króliczej nory?