Kochankowie i pisarze Lily King nie jest wbrew pozorom o tym, że ciężką pracą i wiarą w siebie osiągniesz sukces. Raczej o tym, pomimo czego możesz żyć naprawdę kultywując swoje wartości.
Bohaterka mieszka w zatęchłej norze, przeżywa kolejny zawód miłosny, będąc nadal w żałobie po mamie i ma długi tak ogromne, że wydają się nie do spłacenia. Pracuje w restauracji, która ogranicza jej czas na robienie tego, co ma dla niej sens. Pisanie. Jej love&hate relacja z pisaną od sześciu lat ksiażką pokazuje, że często możemy do czegoś mieć jednocześnie tak ambiwaletne uczucia. Dwaj mężczyźni, którzy pojawiają się w jej życiu dokładają tylko problemów, powodując, że kobieta staje na konkretnym rozdrożu.
"Kobieta bardzo wcześnie jest przyuczana do tego, by dostrzegać, jak odbierają ją inni, kosztem tego co sama wobec nich czuje".
Rezonuję z tym i innymi stwierdzeniami bohaterki o dwóch imionach. Książka o byciu na kolanach, ze wszystkimi doświadczeniami towarzyszącymi, o tym, jak to jest w depresyjno-lękowej dziurze, i jak można, mimo tych objawów, robić to, co nasze serce ożywia. O miłości, stratach, bólu, radości. O życiu we wszystkich jego odsłonach. Bez cenzury.
Nawet infantylna końcówka, ani czasami nie do końca dobre tłumaczenie, nie popsuły mi przyjemności odbioru tej książki. Zresztą, może happy endy wcale nie są takie złe?