Kobiety z klasą Steinunn Sigurdardóttir to książka niepokojąca. Mieszana narracja, urywane wątki – lubię taką niejednoznaczną prozę. Czytało mi się ją niełatwo, mimo iż leżałam na plaży, na ciepłym piasku.
"Chyba już od dawna wiadomo, że istota ludzka nie potrafi postępować ze szczęściem. Że nie jest do szczęścia stworzona. Że człowiek to nieszczęsne zwierzę, nie umiejące nic innego, jak tylko nieść swój niefart z godnością, wykorzystać go jak najlepiej - wykorzystać jak najlepiej".
Pomimo gorzkiego posmaku tych słów, to jak najlepsze wykorzystanie jest tu podkreślone. I myślę, że o tym jest ta powieść. O tym, że nawet w tym naszym ludzkim znoju możemy z klasą żyć. Żyć według wartości, nawet jeśli skręcamy w ślepe uliczki, próbując ten swój niefart dobrze wykorzystać. I nie ma tu mowy o wartościach moralnych, ale o tych, które wyznaczają nasze poczucie, że żyjemy. Czy seks z przyjacielem, którego żona często nas gości może mieć wartość? Ba, i to jaką. Ten moment staje się spotkaniem w prawdzie, wykraczającym poza można i nie wolno.
Maria, słynna wulkanolożka, poddaje w wątpliwość nie tylko to, czego nauczyła się o świecie, ale i własną poczytalność. Wikłając się w relację z Gemmą, ekscentryczną Włoszką, z którą poznaje się podczas służbowego wyjazdu do Paryża, zaczyna testować granice siebie.
To książka, której bohaterowie mierzą się z najmocniejszymi pytaniami – tymi dotyczącymi tożsamości. A to wszystko w cieniu islandzkich, bezwzględnych i nieprzewidywalnych wulkanów, które swoje tajemnice powierzają tylko tym, którzy są gotowi zapłacić za tę wiedzę najwyższą cenę.