Liane Moriarty to pisarka bardzo przeze mnie ceniona. Wiem, że nie będę oryginalna, ale jej Wielkie kłamstewka do dziś tkwią mi w pamięci, trochę jako takie psychodeliczne. Niemniej jednak odcisnęły na mojej pamięci pozytywne wspomnienie. Kiedy zobaczyłam nowy tytuł autorki, wydawany przez Znak, wiedziałam, że to będzie dobrze spędzony czas z książką i nie myliłam się. Szkoda, że tak szybko minął bo książka wciąga i ciężko się od niej uwolnić.
Alice budzi się na siłowni. Miała wypadek i uderzyła się w głowę. Jest w szoku, ponieważ nie wyobrażała sobie wcześniej, że będzie ćwiczyła. Przecież nigdy tego nie lubiła. W dodatku jakąś obca kobieta wmawia jej, że Alice urządza właśnie 40 urodziny. Przecież ona dopiero będzie miała 30, ma wspaniałego męża i jest w ciąży. No właśnie ćwiczy w ciąży? Prawda jednak okazuje się być szokująca Alice bowiem ma już trójkę dzieci, rozwód na głowie, romans z dyrektorem szkoły i faktycznie zbliża się do 40. Sęk w tym, że nie pamięta kompletnie ostatnich 10 lat życia. Nie wie, jak wyglądają dzieci, nie pamięta że z mężem potrafi się jedynie kłócić, że zraziła do siebie ukochaną siostrę i że zmieniła się o 180 stopni, zarówno z zachowania jak i wyglądu. A na dodatek nikt nie chce wspominać Giny, zagadkowej postaci w życiu kobiety. Podobno od niej wszystko się zaczęło, ale co?
Alice po utracie pamięci, chce wywrócić świat do góry nogami. Chce wrócić do męża, staje się mniej wymagająca wobec siebie i dzieci, zamierza naprawić stosunki z siostrą, a także rezygnuje ze sportu. Tylko, czy wszystko uda się naprawić, zmienić? 10 lat to bardzo długi okres czasu. Czas zmienił bohaterkę, ale też jej najbliższych. To, że Alice zapomniała nie oznacza, że inni też zapomnieli pewne słowa czy zachowania. Trudno jest posklejać coś, co zostało rozbite. I do tego zaczyna dążyć bohaterka.
W powieści przewijają się dwa wątki, jeden związany jest z pamięcią. Nie ukrywam, że przeraża mnie fakt, w jakiej sytuacji została postawiona kobieta. Trochę mi to przypomina karuzelę – wszyscy czegoś chcą, zmuszają do normalności, kiedy kobieta normalność zapomniała. Nigdy nie życzę sobie tego doświadczać. Z drugiej strony mamy tajemniczą Ginę. Wszyscy ją kochali i nienawidzili równocześnie. Miała ogromny wpływ na Alice. Wręcz osaczała ją, przez co wiele złego się wydarzyło. Bohaterka na tyle utożsamiała się ze swoją przyjaciółką, że chciała być taka jak ona i przeżywać to, co ona. Oczywiście zapominając, że to zupełnie nie w jej stylu. Czy dziś nie jest podobnie? Ilu ludzi wywiera na nas tak duży wpływ, że zapominamy o własnej wyjątkowości i różności? Wątek pamięci i wpływu innych na nasze życie jest tak bardzo współczesny. Smutne jest, że ktoś może oddziaływać w taki sposób, że przez niego tracimy rodzinę, zmieniamy się i przewartościowujemy wszystko. Tak właśnie działała Alice. Kiedy straciła pamięć dopiero do niej dotarło, co zrobiła. Zobaczyła wszystko z boku, z perspektywy kogoś zupełnie obcego i o dziwo nie poznała współczesnej wersji samej siebie. To skłania do refleksji.
Książka Moriarty jest świetna. Zostawia w głowie wiele pytań i niewiadomych. Budowanie akcji z trzech punktów widzenia to prawdziwy majstersztyk. Dzięki temu dochodzimy do prawdy po nitce do kłębka. Nadal pozostaję niekwestionowaną fanką talentu pisarki, jej lekkiego języka i wyobraźni. To, co lubię najbardziej, to dawkowanie emocji, żeby pod koniec dać upust wszystkiemu. Książkę czytało mi się świetnie, ale zdecydowanie za krótko. Ona mnie najzwyczajniej w świecie pochłonęła.