Przez kilka lat obrona karbalskiego „ratusza”, czyli budynku pełniącego funkcję siedziby gubernatora, posterunku policji oraz więzienia (nazywanego City Hall), nie przedostała się do opinii publicznej. Sprawa musiała poczekać ze względu na nieoficjalny udział Polaków w tej walce. Uczestnicy także czekali na uhonorowanie ich wysiłku ze strony armii. Artykuły w prasie i rozdział w książce o wojnie w Iraku sprawiły, że po paru latach dokonał się przełom. Karbala przedostała się do świadomości pasjonatów wojskowości. Wreszcie w 2015 roku wydarzenia z 2004 roku doczekały się ekranizacji. Dzięki temu obrazowi bitwa, a w zasadzie potyczki polegające na odpieraniu nocnych szturmów, otrzymała szansę, by trafić pod strzechy. Krótko przed premierą filmu ukazała się książka autorstwa Piotra Głuchowskiego i Marcina Górki pt. „Karbala”.
Przede wszystkim o „Karbali” trzeba wiedzieć, że okazała się być zbudowana wokół kariery podpułkownika Grzegorza Kaliciaka, który jako kapitan ze swoim oddziałem, bułgarskimi komandosami i irackimi policjantami bronił kompleksu City Hall. Wokół jego służby w wojsku osnuta została opowieść o polskiej armii i jej żołnierzach od końca XX wieku do 2015 roku, o konfliktach, w jakich przyszło im uczestniczyć (Irak i Afganistan) oraz o losach pamięci o obronie „ratusza”. Autorzy, opierając się w znacznej mierze na wspomnieniach, nie pokazali tylko bohaterstwa polskich „misjonarzy”. Pojawiły się typowo ludzkie reakcje w obliczu niebezpieczeństwa (psychiczne i somatyczne). Nie wiem, jakim językiem naprawdę posługiwała się większość żołnierzy, ale po lekturze doszedłem do wniosku, iż do Franza Mauera im daleko, podobnie jak do aniołków. Nie pominięto kontrowersyjnego aspektu wyjazdu na misje zagraniczne – motywacji. Wojskowi wyjeżdżali tam także dla pieniędzy. Na początku naszej obecności w Iraku część doświadczonych w poprzednich misjach pokojowych pod auspicjami ONZ planowała kolejny raz polecieć na „wypoczynek” dla pieniędzy. Rozsądniejsi spośród nich rezygnowali w związku dużo większa możliwością utraty życia niż w poprzednich misjach. Oberwało się także wojsku: za kadrę, wyposażenie, taktykę. Opisano wyłudzenia, jakich dopuszczano się w armii. „Biurkowcy” odbywali loty „bojowe” helikopterem w okolicach bazy, aby otrzymać dodatkowe premie. Czasem odnotowywali więcej patroli niż żołnierze biorący bezpośredni udział w walce. W przypadku tego rodzaju książki nie mogło zabraknąć również mniejszych i większych spraw życia codziennego wojska, np. obecności kobiet w armii czy przede wszystkim problemu weteranów z urazami fizycznymi i/lub psychicznymi. Całość uzupełniły mapki oraz fotografie z wojny w Iraku. Pierwszy rzut oka na okładkę wystarczył, by zorientować się, że książkę sprzężono z filmem. Kto nie rozpoznałby zdjęcia znanego z plakatu reklamującego film, w środku znalazłby zdjęcia i treści nie pozostawiające cienia wątpliwości.
Mam mieszane odczucia w stosunku do „Karbali”. Nie została źle napisana, opisy walk podobały mi się, ale dobór treści okazał się za szeroki. Pewne rozczarowanie wynikało zapewne z oczekiwań rozbudzonych tytułem oraz informacją zawartą na stronie tytułowej. Zdawałem sobie sprawę, że autorzy nie mogli ograniczyć się do zaprezentowania samej obrony „ratusza”, tylko wpisać ją w szerszy kontekst. Problem w tym, iż ten kontekst okazał się za szeroki. Zamknięcie oblężenia na niecałych pięćdziesięciu stronach z niemal czterystu to za duża dysproporcja jak na książkę o „największej bitwie Polaków po drugiej wojnie światowej”. Moim zdaniem można było bez większej straty zmniejszyć zakres tematyczny, np. o wojnę w Iraku po powrocie kapitana Kaliciaka do Polski oraz misję w Afganistanie. Mimo to warto sięgnąć po „Karbalę” choćby dla opisów walk w tym świętym szyickim mieście. Mam na myśli nie tylko oblężenie, ale i jego późniejsze czyszczenie centrum miasta z wrogów.
Przemysław Madaliński