Kąkol to historia jakich wiele. O rodzinie, z którą najlepiej wychodzi się na zdjęciach, o lękach, ukrytej nienawiści do najbliższych, która tylko czeka na odpowiedni moment, żeby wybuchnąć, a także o, z pozoru, beztroskim dzieciństwie, które wspomina się z nutką nostalgii, ale które pozostawia rany na całe życie.
Bohaterka spędza swoje letnie wakacje, jak co roku, wraz z rodzicami i Trutniami (tak nazywa swoje rodzeństwo) w rodzinnym domu na wsi, w którym rządy sprawuje dziadek – niczym Pan Bóg wszystko widzi i karze winnych za złe zachowanie. Najwięcej upokorzeń doświadcza mama bohaterki, która nielubiana jest już za samo swoje istnienie. Kiszą się tak wszyscy razem w za ciasnym domu wybudowanym pod orzechem, zerkając na siebie z pogardą i niechęcią. Na pozór nie dzieje się nic, rozgrywa się przeciętne życie, atmosfera jest wręcz sielankowa, jak na wakacje na wsi przystało. Można by powiedzieć: nuda, ale to właśnie zwyczajne historie naładowane są największym ładunkiem emocjonalnym, zwłaszcza jeśli wychodzą spod pióra Zośki Papużanki.
Kąkol jest jak obraz namalowany słowami znalezionymi wśród dziko rosnących kwiatów, pod kojącym cieniem lipy, wyłowionych ze strumyka z niezwykłą precyzją. Wspomnienia, które bohaterka kolekcjonuje, jak zebrane liście w zielniku, mają zapach polany, pędów pomidorów i ciepłego chleba, sprzedawanego w wiejskim sklepie. Książka Papużanki pachnie bardzo intensywnie wszelkimi emocjami, również tymi złymi. Ponadto autorce udało się coś, co potrafi niewielu pisarzy – napięcie i duszność panującą między bohaterami rozładowała dowcipem, co nadaje lekturze słodko-gorzkiego smaku.
Niech czytelników nie zwiedzie idylliczna aura – gdzieś pomiędzy letnimi obrazami beztroski skrywa się tytułowy kąkol, którego trzeba wyrwać, zanim zniszczy wszystko.