Dwie siostry, Aleksandra i Marianna, które różni wszystko. Aleksandra gnieździ się z mężem i trójką dzieci w warszawskim mieszkaniu, kupionym w złą godzinę na kredyt we frankach. Jest niedocenioną pisarką, którą przytłaczają codzienne obowiązki. Czuje się uwięziona w roli matki i żony, nierozumiana przez własnego męża. Marianna nie wyjechała, jak siostra do Warszawy, tylko została w rodzinnej wsi na Mazurach i za pieniądze ojca wybudowała dom. Wydaje się, jakby miała wszystko. Ma kochającego męża, jest znaną instagramerką bez żadnego kredytu do spłacenia. Nie ma jednak dziecka, a pragnie go ponad wszystko. Relacje między siostrami, jak to w siostrzeństwie bywa, są dość skomplikowane. Co się stało w przeszłości? Czy Aleksandra i Marianna będą w stanie odnowić więź?
Juno rozpoczyna się zdaniem o długu i winie, zdradzając nam tym samym co będzie motywem powieści. Jednak najnowsza książka Anny Dziewit-Meller jest jeszcze o wielu innych rzeczach: o miłości, żałobie, złudnych awansach społecznych, a przede wszystkim o rozczarowaniach życiowych. Mamy również wątek o śląskiej astronomce Marii Cunitz, o której książkę zamierza napisać Aleksandra.
W Juno dużo jest nostalgii, przełamanej przez autorkę czarnym humorem. Są też podszyte absurdem sceny, jak rozmowa Aleksandry ze słoniem w zoo, czy też tragiczne zakończenie jednego z polowań. A tak naprawdę jest to opowieść o zwyczajności, przez którą prowadzi nas wszechwiedzący narrator, a raczej wszechwiedząca narratorka, kończąc historię w dość niespodziewany sposób. To zwyczajność pokolenia dzisiejszych czterdziestolatków. Czasami fajna, czasami przygniatająca. Ale to przecież od nas samych zależy, co z nią zrobimy.