Ponoć jeśli we Włoszech mówisz thriller, to myślisz Carrisi, i coś w tym jest. Jestem otchłanią to już kolejna zekranizowana powieść tego autora, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Z tego też tytułu wydawnictwo postanowiło ją nam przypomnieć w nowej, filmowej okładce.
Vera nigdy nie była dobrą matką, najlepiej wie o tym jej pięcioletni syn spragniony uwagi i czułości. Jego historia budzi współczucie i zgrozę. Teraz ten pięciolatek jest sprzątającym mężczyzną i poznaje ludzi poprzez to, czego się pozbywają.
"Śmieci wyrzucane przez człowieka opowiadają jego prawdziwą historię. Bo w przeciwieństwie do ludzi śmieci nie kłamią".
Od zawsze czuje się niewidzialny dla innych, lecz wszystko zmienia się, gdy ratuje topiącą się dziewczynkę. Jakie będą tego konsekwencje?
Od początku panuje tu niesamowity, mroczny i lekko psychodeliczny klimat. Najważniejsi bohaterowie pozbawieni zostali imion, a określają ich charakterystyczne dla nich cechy. Niby prosty, a jakże nietuzinkowy pomysł. Nie spodziewałam się, jak wiele można wywnioskować z tego, co wyrzucamy. Sprzątacz jest pewnego rodzaju stalkerem, który wiedzę o swych ofiarach czerpie nie z Internetu, lecz z ich śmieci.
Autor, jak zwykle, wzniósł się na wyżyny i w genialny sposób połączył wszystkie wątki. Akcja jest niezwykle dynamiczna, a fabuła zawiła i tak intrygująca, że nie sposób odłożyć książki na później. Gęsta od niedomówień, niesamowicie mroczna atmosfera tylko potęguje naszą ciekawość. Historia wciąga i trzyma, aż do nieoczywistego zakończenia, po którym mamy czytelniczego kaca.