Zaczyna się typowo literaturą piękną (wszak nawet okładka wizualnie nieco to sugeruje), kolejno przechodzi przez ludzkie dramaty, by zakończyć się scenami rodem z science fiction dla nas, współczesnych ludzi, bardzo niedostępnymi i trudnymi do wyobrażenia.
Książka bardzo nieoczywista, która jest właściwie mieszanką gatunków, a jednocześnie zbiorem na pozór niezależnych od siebie opowiadań, a jednak co uważniejszy czytelnik zauważy powiązania, usystematyzuje sobie poszczególne wydarzenia i postaci, ale także wysnuje własne wnioski, jakich na temat życia i śmierci może doświadczać człowiek u kresu.
Każdemu z nas wydaje się, że jest jedyny, niepowtarzalny i unikatowy, a tak naprawdę jesteśmy zbiorem większej masy, społeczności, bez której jesteśmy nikim, jesteśmy organizmem, który bytuje, ale równocześnie może zniknąć tu i teraz, a wielu innych nawet nie mrugnie okiem, gdy to się stanie. Tym bardziej gdy topnieją lodówce, klimat się zmienia, a wieczna zmarzlina to nie tylko podnoszący się poziom wód, ale także zbiorowisko nieznanych w naszym biomie mikroorganizmów. Większość zapewne nieszkodliwa, ale co jeśli ludzkość zetknie się z patogenem, który bezlitośnie odbierze nam bliskich lub nas samych postawi na ostatniej drodze ku śmierci?
Jak daleko zajdziemy w ciemnościach to przede wszystkim historia o wspólnocie i gatunku ludzkim, który potrzebuje stada, a niknie i marnieje w samotności. Każdy rozdział przedstawia losy innego bohatera w zgoła różnych okolicznościach, a jednocześnie każdego z nich coś łączy. Siatka powiązań raz jest bardzo oczywista, innym razem zaledwie zdanie czy dwa sprawiają, że kolejny element wskakuje na swoje miejsce. Narratorzy i ich losy są różni – przyznaję, że jedne historie pozbawiły mnie tchu (Miasteczko śmiechu i jego wyobrażenie o eutanazji dzieci ścisnęło za gardło i nie chciało puścić), inne przerażają wizją futurystycznego świata, ale trafiło się kilka takich, które być może autorka mogła poprowadzić inaczej, ale umiejętnie połączyła świat współczesny, taki jaki znamy, z wizją przyszłości.
Poszukiwania warunków do nowego życia w innych galaktykach, życie za 10, 50 czy 100 lat po zarazie łączy jedno, wszędzie tam jest człowiek, który kocha i chce być kochany, pragnie dokonywać rzeczy wielkich, ale nie zawsze jest mu to dane, za to może dokonywać rzeczy znaczących, które – jeśli sprawią, że świat choć jednego człowieka się rozjaśni – są warte podjętego trudu.
Ta historia to książka z gatunku tych, które czytasz i zastanawiasz się, co jeszcze się wydarzy, jak daleko autor się posunie i czym jeszcze cię zaskoczy. Z niecierpliwością przewracasz strony, a on niedomówieniami, urywkami historii napędza ciekawość czytelnika, by stwierdzić, że koniec drogi to dopiero początek.